Rżnij, harmonio, głośno...


Rżnij, harmonio, głośno, rżnij, harmonio, śmiało!
Wspomnieć, co? Tę młodość dawno już przebrzmiałą?
Nie szeleść, osino, drogo, nie kurzże się.
Pod próg mojej lubej niech ta pieśń się niesie.

Niech ona usłyszy, niech ona popłacze.
Ejże, cudza młodość nic a nic nie znaczy.
A jeśli coś znaczy minie bez cierpienia.
Gdzieżeś ty, radości? Gdzieżeś, powodzenie?

Płyń, pieśni, donośniej, lej się z większą siłą,
Tak czy siak, nie będzie dziś, jak niegdyś było.
Po dawnej hardości, krzepie i posturze
Tylko pieśń została przy harmonii wtórze.


Żyjesz jeszcze, biedna stara matko ?
List do matki
--------
I ja żyję. Pozdrowienia ślę.
Niechaj sączy się nad twoją chatką
To wieczorne światło w sinej mgle.
Mnie pisano, ze ukrywasz trwogę,
Tęsknisz za mną, że cię trapi żal,
Że wychodzisz często znów na drogę
W swej salopie śmiesznej - patrzeć w dal.

A gdy siny mrok na wieś się kładzie,
Często widzisz, niby blisko tuż,
Jak ktoś mi nagle w karczemnej zwadzie
Wbił po serce fiński nóż.

Głupstwo mamo! Spokój nade wszystko.
To igraszka tylko sennych mar,
Już nie takie ze mnie pijaczysko,
Bym bez ciebie gdzieś tam z dala zmarł.

Po dawnemu łaknę twej pieszczoty
I o jednym marzę tylko w snach,
Bym czym prędzej od tej złej tęsknoty
Znów powrócić pod nasz niski dach.

Wrócę, wrócę, kiedy w słońca blasku
Rozwiosenni się nasz biały sad.
Tylko ty już więcej mnie o brzasku
Nie budź tak, jak osiem temu lat.

Nie rusz tego, co sie odmarzyło,
Nie budź tego, co na wieki śpi.
Zbyt mnie wcześnie życie doświadczyło.
Strata złud i nuda wszystkich dni.

I modlitwy nie ucz mnie. Bo po co?
Co odeszło, juz nie wróci, nie.
Tyś jedyną łaską i pomocą,
Tyś jedyne moje światło w śnie.

Więc zapomnij już tę swoją trwogę,
Przestań tęsknić, porzuć zbędny żal.
I nie wychodź tak często na drogę,
W swej salopie śmiesznej - patrzeć w dal.

 

Teraz odchodzimy powoli...


Teraz odchodzimy powoli
Do krainy zacisznej i błogiej.
Może wnet i na mnie przyjdzie kolej
Zbierać nędzne manatki do drogi.

Miła sercu brzozowa gęstwino!
I ty, ziemio, wy, jałowe iły!
Wobec tłumu odchodzących w mgłę siną
Swego smutku ukryć nie mam siły.

Zbyt kochałem na tym ziemskim świecie
Wszystko, co obleka duszę w ciało.
Pokój iwom, co, strosząc gałęzie,
W toń wpatrują się poróżowiałą.

Wielem myśli w ciszy przemyśliwał,
Wiele pieśni o sobie złożyłem,
I na ziemi, na tej przeraźliwej
Szczęściem to, że oddychałem, żyłem.

Szczęściem, że tuliłem usta dziewczyn,
Miąłem kwiaty, w trawie się tarzałem,
I zwierzyny, jak naszych braci mniejszych,
Nigdy grzmocić po głowie nie śmiałem.

Wiem, że tam nie migoczą gęstwiny,
I nie dzwoni żyto szyją smagłą.
Toteż tłum znikający w mgle sinej
Zawsze trwogą napełnia mnie nagłą.

Wiem, że mnie w tamtych stronach nie zbudzi
Blask złocących się rankiem przestrzeni.
I dlatego tak drodzy mi ludzie,
Którzy żyją wraz ze mną na ziemi.


Kwiaty mi szeptem...

Kwiaty mi szeptem mówią: "Żegnaj!"
I główki niżej pochyliły,
Na wieki już nie ujrzę miłej
Ni Ciebie, ma kraino biedna.

To cóż, to cóż, o moje miłe!
Widziałem was, widziałem ziemię
I przyjmę ja ten dreszcz mogiły
Jako pieszczoty nowej drżenie.

A że przejrzałem życie całe,
Przechodząc koło niego blisko,
Niejednokrotnie więc mawiałem:
"Na świecie się powtarza wszystko."

Ach, wszystko jedno - przyjdzie inny,
Nie zginie z żalu ten, co odszedł,
A ten, co przyjdzie, bardziej płynne
Ułoży pieśni mej najdroższej.

Kochanej z innym ukochanym
Przyśnię się chyba na ostatek,
W pieśni wśród ciszy zasłuchanym,
Jakimś niepowtarzalnym kwiatem.

1925

 

* * Odchodzimy sobie pomalutku...


Odchodzimy sobie pomalutku
W tę krainę, gdzie cisza i błogość.
Może czas już i mnie zbywszy smutku
Zbierać marny dobytek - i w drogę!
Ukochane brzozowe zagaje!
Ziemio ty! I wy, równinne piachy,
Wobec tych, co idą w wieczne kraje,
Trudno smutek skryć uśmiechem błahym

Nazbyt mocno kochałem na świecie
Wszystko to, co duszę w ciało stroi.
Pokój wam, osiki, co szepczecie
Liść rozplótłszy nad odbiciem swoim.

Wiele myśli przemyślałem w ciszy,
Wiele pieśni o sobie złożyłem.
Na tej ziemi, co jęk zewsząd słyszy,
Jam szczęśliwy po prostu, że żyłem.

Że kobiece całowałem piersi,
Gniotłem kwiaty i trawy w parowie,
I że zwierząt, braci naszych mniejszych,
Nigdy pałką nie biłem po głowie.

Wiem, że tam nie rozkwitają gaje,
Że nie dzwoni kłos łabędzią szyją,
Więc przed tłumem idącym w te kraje
Zawsze czuję dreszcz, nim w mrok się skryją.

Wiem, że w kraju tym wiatr nie obudzi
Pól stojących w złotej mgle promieni.
To dlatego ukochałem ludzi,
Którzy żyją tu ze mną na ziemi.

1924

* * (Usiądź przy mnie blisko, miła...)

Usiądź przy mnie blisko, miła,
Spójrz mi w oczy aż do głębi,
By w twych oczach się odbiła
Zamieć, co się we mnie kłębi.
Ten złocisty wdzięk jesieni,
Twoich włosów przędza lniana
Przyszły nagle jak zbawienie
Dla nicponia i cygana.

Zostawiłem moje strony,
Gdzie śpią lasy, kwitną krzaki...
Miejską sławą usidlony
Chciałem pędzić dni hulaki.

Chciałem w sercu swym zagłuszyć
Szmery sadu, wiatr nad stepem,
Gdzie przy wtórze bzykań muszych
Wyrastałem na poetę.

A tam teraz także jesień,
Klony zaglądają w okna,
Sęki łap nurzają w strzesze -
Chcąc znajomych starych spotkać.

Nie ma ich już między swemi,
Tylko miesiąc przy jaworach
Znaczy piędź cmentarnej ziemi,
Gdzie i nam niedługo pora.

Gdzie i nam po snach i trwogach
Przyjdzie spocząć u pni krzywych.
Każda ryta wichrem droga
Tylko radość leje w żywych.

Usiądź przy mnie blisko, miła,
Spójrz mi w oczy aż do głębi,
By w twych oczach się odbiła
Zamieć, co się we mnie kłębi.
1923

 



 


Usiądz przy mnie...


Usiądź przy mnie blisko, miła,
Spójrz mi w oczy aż do głębi,
By w twych oczach się odbiła
Zamieć co się we mnie kłębi.

Ten złocisty wdzięk jesieni,
Twoich włosów przędza lniana
Przyszły nagle jak zbawienie
Dla nicponia i cygana.

Zostawiłem moje strony,
Gdzie śpią lasy, kwitną krzaki...
Miejską sławą usidlony
Chciałem pędzić dni hulaki.

Chciałem w sercu swym zagłuszyć
Szmery sadu, wiatr nad stepem,
Gdzie przy wtórze bzykań muszych
Wyrastałem na poetę.

A tam teraz także jesień,
Klony zaglądają w okna,
Sęki łap nurzają w strzesze -
Chcą znajomych starych spotkać.

Nie ma ich już między swymi,
Tylko miesiąc przy jaworach
Znaczy piędź cmentarnej ziemi,
Gdzie i nam niedługo pora.

Gdzie i nam po snach i trwogach
Przyjdzie spocząć u pni krzywych.
Każda ryta wichrem droga
Tylko radość leje w żywych.

Usiądź przy mnie blisko, miła,
Spójrz mi w oczy aż do głebi,
By w twych oczach się odbiła
Zamieć co się we mnie kłębi.

1923

  - Powrót -