Córka tęskniąca do ojca
Ojcze, z twej laski niczegom nicgłodna.
Aleś zapomniał, żem sama została!
Wyczerpaj dla innie twoje dary do dna.
Gdy cię nic widzę, jakbym nic nie miała.

Ciebie najpicrwej witam obudzona,
Dziennej tęsknocie z ciężkością wydołam:
Kiedy co piszę, twe kreślę imiona.
l kiedy śpiewam ciebie ja to wołam.

Często, żałosna, poglądam w tę stronę.
Kędy podróżny podróżnego goni,
l po szlaku mi kurzawy wzniesione
Nadzieję czynią twych wozów i koni.

Ale poznawszy. że ktoś mi nieznany,
Myślę: "Ojciec to jakowyś bez inała,
Może do córki śpieszy ukochanej,
Co mu się lepiej zasłużyć umiała".

Ta myśl duszę mi przenika stroskana!
I chociaż mało nadziei odbieram,
Chociaż niewarta, bym była kochaną,
Środkiem leź w oczach jeszcze cię uzieram.

Powracaj, ojcze, powracaj, zaklinam!
Patrzyć mi na cię największą pieszczotą.
Bo wtenczas tylko o tym zapominam,
Że nie mam matki i jestem sierotą.

Do Boga
Gdym był tak światem, jak insi struci,
    Strzegłem Pańskiego ruszenia.
Rychło w tę stronę Pań oczy zwróci,
    Gdziem stał, czekając wejźrzenia.

Boże! Twe oczy ku mnie zwrócone
    I ręka, co mię uściśnie;
A ja tymczasem patrzę na stronę,
    Bym Cię nie widział umyślnie.

Wtenczas, kiedy mię karmisz i poisz,
    I nauczasz mię Twej wiary,
Chociaż Cię czuję, że przy mnie stoisz,
    Biorąc dar - ganię Twe dary.

Góry i drzewo, wierzchołki swemi,
    Ku pięknym niebom się wspina!
Człek jak kret ślepy nurza się w ziemi
    I słońce Twoje przeklina!...

W dniu kary świata nie trać mię. Boże,
    By się dziwiono wiecznością,
Jak się daleko zapędzić może
    Człek głupstwem, a Ty - litością.

Przeciwko deistom
Niech się, jako chce, swym pozorem zdobi
Czarne deistwo, wszędzie go poznają;
A Bóg jak żyje i żyjąc coś robi,
Tak końca Jego działania nie mają.

Na górach siano i zwierzętom zioła
On wyprowadza, On rzeczami rządzi.
Bez Niego nawet ruszyć się nie zdoła
I wśród pewności sam człowiek pobłądzi.

Nie mógł zostawić naturze tej siły,
Żeby już wsparcia żadnego nie chciała,
Boby rzec można, że te czasy były,
W których o pomoc najwyższą nie dbała.

Król poddanemu tyle dać nie może,
Aby już nie dbał o łaskawość pana,
A Ty byś tyle naturze dał. Boże,
Żeby nie znała tego, że poddana?

Bez woli Jego na ziemię nie padnie
Mizerny wróbel i na głowach włosy
On porachował; On jeden tak snadnie
Wyrabia w swoich formach polne kłosy.

Nie masz takiego państwa w całej ziemi,
Które by dobry rząd utrzymać chciało,
Przecież gardziło sobą rządzącemi
I na jedynym losie polegało.

A Bóg by wszystko powierzył losowi,
Losowi, który tak łatwo pobłądzi!
Poszłoby zatem, żeby był (któż powić?)
Taki rząd w świecie, jaki los, co rządzi!

Nie płynie morzem okręt bez żeglarza,
I bez rolnika rola nie zrodziła,
Dom pustoszeje, gdy bez gospodarza
A świat by losu fałszywość rządziła?

Tajemną ścieżką w pośrodku nas chodzi
I rozporządza wszystkie ludziom lata;
Tych głębiej martwi, owym przykrość słodzi,
Karze i głaszcze Bóg - Gospodarz świata.

Co się w ciemnościach niedoszłej jaskini
Czołga i błąka, co wśród ziemi porze,
I co w powietrznej zamknęło się skrzyni,
I co w bezdennym łonie żywi morze,

Wszystko to ręka niewidoma wodzi,
Na wszystko patrzy niezmrużone oko.
A gdy w przepaściach oceanu brodzi,
Wraz na powietrzu znajdziesz Go wysoko.

A jeśli tak jest w porządku natury,
Że sami sobą władnąć nie możemy;
W nadprzyrodzonym porządku, a który
Pojmie to rozum, że sami chodziemy?

Kto może własną siłą dojść do słońca?
Kto z planetami na ich kręgu siędzie?
Kto firmamentu od końca do końca
Nieprzemierzoną rozległość przebędzie?

Nie może sama potrafić w to siła.
Nawet mówimy, że jest niepodobna,
Ażeby kiedy sama się wzmocniła,
Tak w porównaniu ciał niebieskich drobna.

A jakże człowiek przyrodzoną siłą
Nad swoją niskość tak się podnieść zdoła?
Żeby tam stanął, gdzie zgodą tak miłą
Wieczny Rzemieślnik nakręca te koła?

Jak przestronności Firmamentu panem
I niebios będzie? Jak sobie poradzi,
Jeśli nad jego zlitowana stanem,
Najwyższa siła go tam nie wysadzi?

Idź drogą twoją, jak idą mężowie,
Za blaskiem jakim, co ci się płomieni;
Bez tego światła, co się łaską zowie,
Nie wybłąkasz się spośród swoich cieni.

Bo nie tak ważna zasługa choć jaka,
By nieskończonych nagród wartą byta,
Sama to tylko łaska będzie taka,
Co z nią złączona, tak ją podrożyła.

Wszystkie twe kroki, gdzie idzie o cnotę,
Wszystkie dla nieba czynione skłonienia
Z Boga są: On jest, co czyni ochotę,
I co dopełnia roboty stworzenia.

Przez nieskończone sposoby cię wzywa,
Codziennie u drzwi serca twego czuje,
Miesza się wszędzie Opatrzność troskliwa -
A jakże powiesz, że twój Bóg próżnuje?


Pieśń o wierze, nadziei i miłości
Ojców naszych Boże stary!
My nie znamy inszej wiary,
Tylko którąś sam objawił,
Pierwszy się nią Kościół wsławił.
Wiara dla ludzi niebo otwiera,
Przy niej spokojniej człowiek umiera,
Gdy nas przyciska jaka przygoda,
Któż, gdy nie ona, rękę nam poda?

Nadziejo, coś mi błysnęła
I w krótkim czasie zniknęła!
Nie ty, którą w losie mamy
Albo w ludziach pokładamy;
Ale nadziei wzywam prawdziwej,
W której cieszę się, gdym nieszczęśliwy!
I choć od przygód będę zgnębiony,
Zostanę zawsze niezwyciężony.

Ilekroć oczy tęskliwe
Podniosę w niebo szczęśliwe,
Nadzieja mi wnet przypomnie,
Co tam obmyślono o mnie.
Ona mi Boga mego wskazuje,
Jak mój majątek, co się nie psuje;
Gdy wiem, że mym się zatrudnia stanem,
W nędzy największym czuję się panem.

Po wierze i po nadziei
Miłość święta na kolei.
Ona ziemię z niebem godzi
I życia gorycz słodzi.
Kocham, pewna mię wzajemność czeka,
Nie umie zwodzić Bóstwo człowieka!
Albo bliźniemu gdy serce dajem,
I on nie kamień, wzruszy się wzajem.

Boże! Do Twojego nieba,
Przez te trzy drogi iść trzeba!
Tędy od złych przygód próżny
W Twym domu stanie podróżny.
Ty moje siły wzmacniaj w tym biegu,
Niźli do mego przyjdę noclegu;
Naprzeciw śmierci niech stanę w zbroi
Wiary, nadziei, miłości Twojej.

O znikomości świata
Świecie! Z ślepymi oczyma.
Jak z ludźmi przestajesz?...
Tylu dobrych szczęścia nić ma,
Tylu złym go dajesz!...
Niejeden sam śmiały
Wrota sobie otwiera.
mszy mniej zuchwały
Pode drzwiami umiera.

Pod fałszywej hasłem sławy
Czemu świat wojuje?
Tych naraża na bój krwawy.
Wieczność obiecuje!
A człowiek, co zgody
Nauczał lud zhukany,
Jakież wziął nagrody?
Niepamięcią skarany.

Ten cnotliwy w gnoju leży,
Ów zbrodzień bogaty!...
Ten za szczęściem wszędzie bieży
I zdybuje straty.
Próżno walcząc z losem,
Ku niebu wznosi głowę:
Niebo jego ciosem
Nie wzrusza się stalowe.

Boże! Co światów tak wiele
Masz. dziedzicznych wszędzie.
Jedne z nich kładziesz na czele,
Insze niżej w rzędzie!
Już na tej ziemicy
Jakieś przeżyłem lata:
Przenieś mię z tęsknicy
Gdzie do lepszego świata.

Przeciwko fanatyzmowi
Krzyż w jednej ręce, żelazo ma w drugiej,
Zasłonił oczy, pozatykał uszy!
Tak świat obiega, jak jest w sobie długi,
Wszystkiego dotknie i z gruntu poruszy.

Gdzie tylko przeszedł, krwią ludzką spluskany.
Dojdziesz go czarnym zostawionym śladem.
Lubi kaleki, śmierć, nędzę i rany,
Pije łzy cudze, tuczy się swym jadem.

Gdy złych od dobrych świat obaczy przedział,
Temu sędziemu co natenczas rzeczem?
Który swym uczniom wyraźnie powiedział:
"Ja was na ziemię nie posyłam z mieczem."

Czy Molochowe wskrzeszamy obrządki,
Gdzie krwią człowieka błagany bóg srogi?
Czy Buzyrysa milsze nam pamiątki,
Który zabijał przychodnia w swe progi?

Oto syn, tłumiąc przyrodzone prawo,
Z własnego ojca uczynił ofiarę:
Ten padł, ów nad nim trzymając broń krwawą,
Wraz woła ranny z raniącym; "za wiarę".

Wiaro! ty czysta przysłana na ziemię;
Ale cię człowiek zabobonem szpeci;
Ty chcesz, by ludzkie kochało się plemię,
Jako jednego ojca jedne dzieci.

Bóg od nas wszystkich wyciąga swej chwały;
Pod jednym żyje naród ludzki Panem;
Afryckich pustyń tułacz ogorzały
Z Lapoinem albo Chińczyk z Luzytanem.

Za cóż dla wiary miecz kto w ręku nosi?
Pokrzywdzą niebo i prawa natury?
Kiedy ktoś ręce równo ze mną wznosi,
Nie potępiać go, on je wzniósł do góry.

Czyż to nie lepiej Rzym rozumiał stary?
Aby zamieszkom powszechnym zaradził,
Szczęśliwe skutki ze złej robiąc wiary,
Bogi narodów w stolicę wprowadził.

Gdy różne bóstwa ręce sobie dały,
Serapis został Jowiszowym bratem,
Eufrat się z Tybrem w jedno łoże zlały,
Rządził Rzymianin uciszonym światem.

Jeśli niebaczność była dotąd głucha,
Idź, ktoś wykroczył przykładami temi:
Człowiek szczególnie niech zwierzchności słucha,
A zwierzchność Boga, który ojcem ziemi.

Nie mamy prawa z bronią w ręku pytać
I o rzecz świętą pastwić się nad bratem;
Ty, co te wiersze będziesz kiedyś czytać,
Wspomnij, że chciałeś być sędzią i katem.

Jam ci z rąk wyrwał oręż zgotowany
I ślepy zapęd z wolna ułagodził,
Żeś się nareszcie, już sam przekonany,
Z rozumem, z sercem i z wiarą pogodził.

Ojczyzno moja; nikt nie widział ciebie,
Abyś się kiedy zmazała tą plamą!
Gdy przyjdzie pora, ratuj się w potrzebie,
A niebo mocne nie da się i samo.


Pieśń wieczorna
Wszystkie nasze dzienne sprawy
Przyjm litośnie, Boże prawy,
A gdy będziem zasypiali,
Niech Cię nawet sen nasz chwali

Twoje oczy obrócone
Dzień i noc patrzą w te stronę,
Gdzie niedołężność człowieka
Twojego ratunku czeka!

Odwracaj nocne przygody,
Od wszelakiej broń nas szkody,
Miej nas wiecznie w Twojej pieczy,
Stróżu i Sędzio człowieczy.

 

Pieśń poranna
Kiedy ranne wstają zorze,
Tobie ziemia, Tobie morze,
Tobie śpiewa żywioł wszelki,
Bądź pochwalon, Boże wielki!

A człowiek, który bez miary
Obsypany Twymi dary,
Coś go stworzył i ocalił,
A czemuż by Cię nie chwalił?

Ledwie oczy przetrzeć zdołam,
Wnet do mego Pana wołam,
Do mego Boga na niebie,
I szukam Go koło siebie.

Wielu snem śmierci upadli,
Co się wczora spać pokładli,
My się jeszcze obudzili,
Byśmy Cię, Boże, chwalili.

Pieśń podczas wojny
Gdyśmy na Pańskiej usłudze stali,
Skinienia Jego strzegli,
Sąsiedzi nasi na to czekali
I niespodzianych zbiegli.

Tyś widział. Boże, żeśmy do kłótni
Przyczyn żadnych nie dali,
Po życie nasze przyszli okrutni,
Sławę, majątek brali!

W takiej przygodzie cóż nam zostało,
Tylko dobyć swej broni!
Dziś miecz krainę pustoszy całą
I bliźnich krwi nie chroni.

Bracia wy nasi, nic żal nam było,
Słać was na trud i blizny,
Boście pobiegli na piękne dzieło,
Na pomoc swej ojczyzny.

Niech niebo wasze wspomaga miecze,
Wszystkie zawady znosi.
Niech nieprzyjaciel z trwogą uciecze,
A potym was przeprosi.

Ulituj się, Boże, już dosyć bojem,
Dosyć się krwi przelało!
Zakończ tę wojnę złotym pokojem
Z ludu Twego chwałą.

Pieśń o pogodę
Dosyć, Boże, deszcze lały!
Twoje się dzieci zebrały,
Proszą od Ciebie pogody!
Błyśnij słońcem, spłyną wody.

Spojrzyj na niwy zgubione,
Na sługi Twoje strwożone,
Wróć plon, który nas posili,
Ażebyśmy Ci służyli!

Pieśń przy pogrzebaniu umarłego
Zmarły człowiecze! Z tobą się żegnamy!
Przyjmij dar smutny, który ci składamy,
Trochę na grób twój porzuconej gliny
Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.

Powracasz w ziemię, co matką twą była!
Teraz cię strawi, niedawno żywiła!
Tak droga każda, którą nas świat wodzi,
Na ten ubity gościniec wychodzi.

Niedługo, bracie albo siostro, z tobą się ujrzemy,
Jużeś nam doszedł! My jeszcze idziemy!
Trzeba ci było odpocząć po biegu!
Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu!

Boże! Ten zmarły w domu Twym przebywał,
U stołu Twego jadał, Ciebie wzywał,
Na Twej litości polegał bezpieczny;
Daj duszy jego odpoczynek wieczny.