O Królewnie Juracie i pięknym rybaku                                                                           Danuta   Okupniak

    Przed wielu, wielu laty w rozległych głębinach Bałtyku stał na dnie ogromny pałac, wzniesiony z wielkich, przeźroczystych kawałków bursztynu. Przez gęstwinę krasnorostów, które zewsząd go obrastały, z trudem przedzierało się światło dzienne. W jego nikłym blasku ściany zamczyska połyskiwały złotawo, a zaklęte onegdaj w bursztynie rozmaite rośliny i drobne stworzenia jakby na chwilę powracały do życia. Odbijając migotliwe błyski diamentów, szmaragdów, pereł i innych kosztowności, których niezliczona ilość zdobiła kunsztowne drzwi i okna, na przemian srebrzył się lub mienił wszystkimi kolorami tęczy przepiękny dach z rybiej łuski. Ta olśniewająca przepychem i bogactwem tajemnicza budowla należała do córki wszechwładnego Praamżimasa, królowej Juraty.
Zwykle zacisznie i spokojnie bywało w podwodnym królestwie. Przedwieczorną porą, gdy purpurowe słońce poczynało z wolna skłaniać się ku morskiej głębinie, Jurata — strojna w długą seledynową suknię z delikatnego muślinu oraz powłóczysty szmaragdowy płaszcz, spięty na prawym ramieniu szafirową rozgwiazdą — lubiła przechadzać się po swych rozległych włościach. Złota, wysadzana brylantami korona na głowie i potężne bursztynowe berło w maleńkiej dłoni przydawało drobnej jej postaci dostojeństwa i majestatu.
Gdy tak szła, otoczona orszakiem nadwornych boginek, baczyła pilnie, czy zgoda i pokój panują wśród mieszkańców morskich głębin, i czy nikomu — najlichszemu nawet stworzeniu — nic złego nie zagraża. Z uwagą wsłuchiwała się przeto w tkliwe śpiewy syren, a gdy tylko posłyszała, że któremuś z poddanych krzywda jakowaś się dzieje, zaraz spieszyła rzecz całą wyjaśnić, a winowajcę ukarać i do porządku przywieść. Nic tak bowiem nie mogło rozgniewać pięknej królowej jak to, gdy ktoś nikczemnie burzył spokój i bezpieczeństwo podwodnych sadyb. Szlachetny Praamżimas, pan trzech żywiołów, oddając córce Bałtyk we władanie, wyraził życzenie, iżby sprawiedliwie i mądrze zarządzała morskim królestwem, szczęście mieszkańców i nienaruszalność granic mając na uwadze. Jurata zaś obiecała, że spełni jego wolę.
Nie dziw zatem, że gdy pewnego razu doniosły syreny, że rybak jakowyś, imieniem Castitis, sieci swe bezkarnie przy ujściu Święty w głąb zapuszcza, młoda królowa okrutnie się wzburzyła. Poleciła natychmiast sto swoim boginiom, aby pomknęły raźno dokonać zemsty na śmiałku, sama zaś, wsiadłszy w złoty rydwan zaprzężony w cztery dorodne jesiotry i dwa waleczne szczupaki, podążyła chyżo za nimi.
Wkrótce rozległ się na morzu śpiew bogiń, zdążających na spotkanie zuchwalca:
Strzeż się, strzeż rybaku, Strzeż się, póki pora. Zaniechaj połowu Chociaż dziś wieczora.
Bo jak sieć zarzucisz, Ryb ułowisz sporo, Do dom już nie wrócisz — Fale cię zabiorą...
Młody rybak zrazu nie posłyszał cichych ostrzeżeń. Zarzuciwszy w wodę sieci, strudzony legł na piasku, przymknąwszy na chwilę powieki. Obudziły go urocze głosy, dobiegające od strony morza:
W niezmierzonej toni Bogactwa bez liku; My ciebie osłonim, Pójdź z nami, rybaku!
Szkoda twej urody Na ziemskie zajęcia. Chodź z nami do wody, Pójdź w nasze objęcia!
Castitis przetarł oczy i spojrzawszy przed siebie, oniemiał z zachwytu. Sto cudnych panien morskich podpłynęło do brzegu w bursztynowych łodziach, wabiąc go ku sobie wdzięcznym śpiewem. Już owładnięty niebywałą pokusą rybak postąpił w przód parę kroków, kiedy nagle zza łodzi wyłoniła się Jurata w pełnej krasie i blasku, i skinąwszy królewskim berłem w stronę boginek, tak rzekła:
— Wstrzymaj się, piękny młodzieńcze! Twoja chciwość i samowola winny zostać ukarane. Poznaj wszak, jak wielkie jest serce królowej. Otóż gotowam ci wszystko wybaczyć, jeśli przyrzekniesz mi miłość po wsze czasy i na zawsze już mój pozostaniesz.
Przypadł bowiem do serca morskiej władczyni ten postawny chłopiec o śniadym licu i kruczoczarnej czuprynie, miękkimi kędziorami opadającej na silne ramiona. Nade wszystko zaś urzekło ją jasne, niewinne spojrzenie jego błękitnych oczu. A i powabna królowa żar prawdziwy roznieciła w duszy młodego rybaka. Zapłonął ku niej uczuciem tak wielkim i szczerym, iż w jednej chwili ślubował jej miłość i wierność na wieki.
Odtąd co wieczór spotykali się tajemnie na porosłej wrzoścami i macierzanką górze, w miejscu, gdzie rzeka Święta wody swe do Bałtyku wtacza.
Dowiedział się o tym gromowładny Perkun. Nie mogąc zdzierżyć, że boska córa, wzgardziwszy potomkami rodzimego Olimpu, oddała swe serce zwykłemu śmiertelnikowi, cisnął kamiennym piorunem w morskie głębiny, zabijając królową i rozbijając na drobniutkie kawałeczki bursztynowy pałac. Stary Praamżimas zaś, wiedziony bólem po stracie ukochanej córki, strącił nierozważnego rybaka na dno morza i przykuwszy jego ręce i stopy do skał, ułożył mu przed oczyma zwłoki kochanki. Po dziś dzień wiatr roznosi po wybrzeżu przeciągłe jęki i żale nieszczęsnego młodzieńca. Po dziś dzień także spienione morskie fale przynoszą na brzeg miodowozłote szczątki podwodnego pałacu. Zaś górę, na której spotykali się onegdaj młodzi, zwą teraz Castity.