ZŁOTA BRAMA 

Jose już nie pamiętał, kiedy po raz pierwszy usłyszał opowieść o Złotej Bramie. Może od dziadka, starego rybaka, który palił fajkę, a jego siwa broda pachniała solą i muszlami? A może od ojca - Jose ledwie go pamiętał - wysmaganego wiatrem olbrzyma, potrafiącego w pojedynkę wciągnąć na łódź sieć pełną ryb? Dość, że od zawsze Jose przyrzekał sobie, że kiedyś ją odnajdzie. Złotą Bramę. Pojawiała się niespodziewanie na morzu - wielka, świetlista, zaczarowana. Wystarczyło przez nią przepłynąć - była zawsze otwarta! - aby zobaczyć cuda, jakich nikt nigdy nie oglądał, a może zdobyć nieprzebrane skarby i odmienić całe swoje życie? Jose wierzył, że jemu się to uda, że Złota Brama czeka na niego gdzieś za horyzontem...

Codziennie wypływał na ocean w swojej zielono - żółtej łodzi. Był rybakiem, jak ojciec i dziadek, jak wszyscy - raz wracał z pełną, a raz z pustą łodzią. Wtedy matka i siostry były smutne.

 - Nie martw się, Jose - pocieszały go. - Jutro będzie lepszy dzień!

 „Jutro odnajdę Złotą bramę”- myślał Jose, zasypiając.

 Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Zaczął się zwyczajnie - Jose wypłynął na połów, wiał lekki wiatr, słońce tańczyło na falach, wiosła miarowo uderzały o wodę. Ale coś kazało Jose, aby odwrócił się i spojrzał za siebie. Wtedy ją zobaczył - Złotą Bramę. Piękna, wysoka jaśniała nad oceanem. Jose wytężył wszystkie siły - musi jak najszybciej przez nią przepłynąć! A za bramą otwierał się inny, zaczarowany świat. Woda stała się nagle przejrzysta i patrząc w dół Jose zobaczył pałace z koralu i pereł zdobione niezwykłych kształtów muszlami. Przez podwodne kolumnady, parskając i baraszkując, przebiegały wesołe morskie koniki, dostojnie przepływały kolorowe rozgwiazdy, a na wielkich schodach leniwie wylegiwały się potężne lwy morskie. Nad głową Jose unosiły się już nie wrzaskliwe mewy, a latające ryby - i śpiewały! Melodia brzmiała raz tęsknie- a za chwilę skocznie i wesoło- jakby cały świat z nimi śpiewał.

- Jose! Pobaw się z nami! - zapraszały otaczające łódź delfiny. Gdy Jose wskoczył do wody, huśtały go, delikatnie popychając swoimi uśmiechniętymi pyskami. Potem ścigał się z nimi, przewracał, ślizgał po ich gładkich grzbietach - był szczęśliwy!

 Gdy słońce zniżało się nad oceanem, wielki, biały delfin powiedział:

- Jose, chyba musisz już wracać do domu.

- Czy nie zobaczę was jeszcze? - zawołał chłopak.

- Nie wiemy... nie wiemy...- zaszemrały śpiewające ryby, uśmiechnięte delfiny, morskie fale i wiatr...

  Matka i siostry czekały na brzegu. Zdumione patrzyły na Jose, który promieniał szczęściem, choć jego sieci były puste.

- Przepłynąłem przez Złotą Bramę! - wołał rozradowany, ściskając je po kolei - Zawsze wierzyłem, że mi się uda!

- A gdzie masz skarby? Nie przywiozłeś ich? - dopytywała najstarsza z sióstr, Manuela.

- Mówisz o złocie i drogich kamieniach? - roześmiał się. - Nie, nic takiego tam nie widziałem.

- Myślę synku, że chyba to wszystko ci się śniło - westchnęła matka i poszła do domu, a za nią posmutniałe siostry. Została tylko najmłodsza, malutka Anabella.

- Ja ci wierzę! - zapewniała gorąco. - Opowiesz mi wszystko, prawda?

Usiadł na brzegu, posadził ją sobie n kolanach i zaczął opowiadać o tym, co widział i przeżył.

- I wiesz, Anabello - kończył, przytulając ją do siebie - teraz wszystko się uda - zobaczysz! Wiem to na pewno!

  I tak właśnie się stało. Młody Jose został najlepszym spośród rybaków w Cabo da Roca. Jego sieci zawsze były pełne, jego matka i siostry zawsze uśmiechnięte. I chociaż nikt mu nie wierzył, że przepłynął przez Złotą Bramę- Jose nie dbał o to. Niech nie wierzą! On swoje wie. Odnalazł Złotą Bramę- i może... może jeszcze kiedyś ją zobaczy na oceanie?