Pleban pieska na cmyntarzu
pochował
Plebanowi zdechł piesek, w którym się był kochał,
Schował go na cmyntarzu, więc ji biskup pozwał.
Pleba wziąwszy dukatów, biskupowi podał,
Powiedając, że ten pies krześcijańskie skonał.
"Pieniądze, ksze biskupie, wam wszystki odkazał,
Mnie jedno Tricesime mówić za sie kazał."
Biskup wziąwszy pieniądze rozgrzeszył plebana,
A z pieska też uczynił wnet parochijana.
Baba co w pasją płakała
Gdy ksiądz śpiwał pasyję, więc baba płakała,
Umie-li po łacinie, druga jej pytała:
"Płaczesz, a to wiem pewnie nie rozumiesz czemu.
I ten twój płacz podobien barzo k'szalonemu."
Rzekła baba, iżci: "ja płaczę nie dlatego,
Lecz wspominam na swego osiełka miłego,
Co mi zdechł. Prosto takim by ksiądz głosem ryczał
I takież na ostatku czasem cicho kwiczał"
Jako Bóg tłuszcze karmił
Pleban kazał, jako Bóg wielki dziw uczynił,
Pięćset ludzi pięciorgiem chleba był nakarmił.
Klecha nań stojąc kiwa: "Księże! pięć tysięcy!"
Ksiądz się do niego schylił pocich szepcęcy:
"Daj pokój, bracie miły! i toć dosyć złego;
By i temu wierzyli, nie tuszę ja tego.
Bo go zje chłop pięcioro sam, gdy się urobi,
Że go czasem bynajmniej nie zostanie w krobi."
Jutrznia na rezurekcją
Ksiądz na rezurekcyją żaka nowotnego
Ubrał miasto anioła do grobu onego,
Co mu sie miał ozywać, a sam Maryją był.
Anioł dunął do lasa i z ornatem sie skrył.
Więc maryja zagląda: "U diabłaż sie podział?"
Chłopi zasię mnimali, aby Boga łajał.
„Bodaj cie wziął samego!" — wszyscy zawołali;
Tak nabożnymi głosy jutrznią odśpiewali.
Mnich chcąc sczarować pannę, oszukan
Dzieweczki jednej w mieście mnich sie rozmiłował,
Nie wiedząc jak k'niej przyść miał, jabłko jej darował,
Ku temu już przyprawne; matka obaczyła,
Wziąwszy je od panienki, przed dom wyrzuciła.
Które nalazszy świnia, wnetki je pożarła
I gdzie zajrzała mnicha, do niego sie darła.
Potem u klasztornych drzwi ustawnie leżała,
A mnich też wyniść nie śmiał, aże gardło dała.
Ksiądz, co jeść nie mógł
Ksiądz jeden, iż jeść nie mógł, do cieplic pojechał.
Jeden dobry towarzysz drogę mu zajechał.
Wziął go ze sobą do domu za to mu ślubując,
Iż wrychle lepiej miał jeść u niego nocując.
Zamknął go na swój pokój, jeśc mu nic nie dawał;
Ksiądz, acz nierad, chcąc być zdrów, tak na tym przestawał.
Po kilka dni jął wołać: "Prze Bog, jeść mi dajcie,
A już mię w tym więzieniu dłużej nie trzymajcie!"
Stanowie duchowni
Dziwny to kompan, wierz mi, był ze swego wieku,
A umiał w nutę trefić każdemu człowieku.
Króla i wszystkie pany prawie był zhołdował,
Przedsię nie wszystko ganię, co w on czas sprawował.
Więc jedny dobrodziejstwy, a drugie hojnością,
A drobniejszym już był srog czasem i możnością.
Ale snadź i dziś wszędy tak nad nami czynią,
Też nas wszyscy postronni zową polską świnią.
Uchański, Biskup Kujawski i z Bracią
Uchańscy aczci z dawna zawżdy sławni byli,
Lecz teraz gniazda swego nieźle poślachcili.
Jeden został biskupem, drugi kasztelanem,
A trzeci z swej pilności już na poły panem.
Biskup ten był coś zaczął z stany duchownymi,
Nie chciał się z nami zgadzać z plotkami rzymskimi.
Dziś nie wiem, kurwatura co z infułą radzą,
Bo ty panie i z Bogiem snadnie rady zwadzą.
A tu już idą stanów dochownych przypadki
Papież
Dziwna to rzecz, kto to śmie na Boga żywego
Targnąć sie przywłaszczając sobie miejsce Jego,
Zapomniawszy onemu hardemu czartowi,
Co sie stało przez pychę — niechaj to sam powie!
Albo jako nędzny on Nabuchodonozor,
Co żarł siano jak wół, wywiesiwszy ozor!
Podobnoć też tak będzie i papie naszemu,
Bo sie na wszem przeciwi Bogu najwyższemu.
Infuła
Patrz, co nam ty dwa rogi na głowie znać dają,
A w tyle dwa ogony, co dzwonki brząkają:
Onyć to dwa zakony, co by nam brzmieć mieli
Ustawicznie, kiedyby prawdę mówić chcieli.
Aczbychmy i jednaniem na jednym przestali,
Bo bychmy sie drugiego snadnie dopytali;
Bo chcieli wziąć Krystusa z jego naukami,
Wierę, panie Mojżeszu, jednałby się z nami.
Opaci
Tu sie dziwuj tym wieprzom, co tak darmo styli,
I jako sie nie wstydzą, co je potuczyli.
Zażby tu nie lepiej być człeku rycerskiemu,
Co by służył Koronie, ku czci państwu temu?
I wdzięczniejsza by chwała z onych Panu była,
Co nędznie w łykach krzyczą, niż z tych, co zatyła.
Lecz lepiej w tym nierządzie społu poczekajmy,
Aż nas wszystki podskubą, toż w las uciekajmy.
Mnich
Patrzże na tę bestyją, patrz na łeb strzyżony,
Patrzże, jakie w nim znajdziesz dziwne zabobony.
Patrzże, jakie na szyi wiszą szalawary,
Jedno się tak ubierał on nasz diabeł stary.
Patrz wiary, patrz nauki, patrzże nabożeństwa,
Jeśli na wszem nie najdziesz jawnego szaleństwa.
Ale jeszcze ci więcej byli poszaleli,
Co ty błazny bogacąc, za święte je mieli.
Sakra, co do Rzymu noszą
Jeśli ją sakrą zową, iż z Rzyma powstała,
Będzie sacratissma, gdyby tu została;
Bo sie na niepotrzebny tam obraca zbytek,
Tu by wżdy ku obronie była na pożytek.
Wszak winien ociec święty państwa krześcijańskie
Opatrować, gdzie mają granice pogańskie;
Lecz by tu radszej wydarł, niżli opatrował,
Byś mu dał i trzy gardła, wnet by je przechował.
Odpusty
Odpusty nam tu jakieś z Rzyma przedawano,
U których ołowiane pieczęci wieszano,
By było onę z nieba ku nim przyłożono:
Odpuszczajcie, chceci-li, by wam odpuszczono!
Ale gdy stamtąd listów wierzących nie mają,
Niechajże ty z ołowem tam sobie chowają;
Bo, wierz mi, kto sie trefi tam między tę tłuszczą,
Byś najwięcej odpuszczał, tobieć nie odpuszczą.
Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,166
Patrz więc, kiedy się księża u ołtarza burzą,
Wzniósszy ornat jednemu wszyscy w ogon kurzą.
Więc tu około niego by łątki igrają,
Jedno ledwe koziełków iż nie przewracają.
Więc mu biją w cymbały a grają w organy,
A on im tu łaszkuje by niedźwiedź z skórami:
Mruczy, sapi, pogląda, jedno iż nie drapie,
Lecz przedsię, by łapę ssał, schyliwszy się chrapie.
Relikwie
Patrzże na ty dubiele, kiedy więc dudkują,
Przez skło kostki całują jeszczeż to kupują.
I nie wiedzą, co tam jest, a wżdy sie kłaniają,
Jako Bogu żywemu taką część działają;
A Pan woła: bieda wam, którzyście przykryli
Groby ludzi umarłych, coście je pobili.
Nie tej chwały chcą święci, co przed nami byli,
Jedno bychmy ich sprawą też pana chwalili.
Celibat
A cóż to rzeką oni marni wymyślacze,
Na które ta powinność ledwie iż nie płacze,
Co z nabożną figurą tak postanowili,
Aby oblokszy kukłę, jako błaźni żyli.
Drugi — rogaty bieret, albo rewerendę,
Powieda, iż też przeczedł do końca Ajendę
A nigdziej tam nie nalazał o tej powinności,
Którą raczył ustawić Pan ze swej wielmożności.
O nędzna, marna glino, jakoż się śmiesz ważyć,
A co jest wola Pańska to inaczej stawić!
Gdyżeś słychał, jako ci mordowani byli,
Co z jego wolej kiedy najmniej wykroczyli?
Gdyż rozkazał rodzicom, co przed nami byli,
Aby ku jego chwale tu świat osadzili.
Aczkolwiek i ci przedsię dosyć osadzają,
Ale gdzieś na przedmieściu gdzie ich mało znają.
Snadź nie cz(t)liSalomona, co o tym narodzie
Napisał w swoich księgach. I czyść o tym srodze!
Lecz przedsię, bracia naszy, na to nic nie dbając,
Dybie kątem omacnie jako w lesie zając,
Gdy się boi puchacza a samice szuka,
Takież nasz miły pater, gdy w ulicy kuka,
Aby mu się gżegżołkagdzie w kącie ozwała,
Jeśliże też od gniazda dalej nie leciała;
Mniszki
Takież i owy czajki, co na głowie płatek
Noszą z harasu, rzekomo opuściwszy światek.
Ano, bodaj tak zdrowa! By po woli było,
Jakoby się i z płatkiem w tanku nie skoczyło.
O szaleni rodzicy, którzy tak działają,
Iż poczciwe dzieweczki do tej kozy dają,
Zaż nie lepiej chytrego tym szatana zdradzić,
Wydać za mąż panienkę i przyjaciół nabyć.
Lepiej niżli proboszcza albo mnicha w szarzy,
Gdyż sie dawno świat plecie, co komu czas zdarzy.
Albo jeśliby która panieński stan wiodła,
Zażby tego i doma uczynić nie mogła?
A daleko foremniey przy matce poczciwej,
Niżli przy onej ksieni jako gęś krzykliwej.
Bo acz, co sie nie godzi, to tam czasem pchają,
Co albo garb na szyji, albo guzy mają.
Bo co sie nam nie godzi, to dajmy do Boga.
Ano Bog wie, i tego jednak przedsię szkoda.
Bo Pan Bog poniewolnej żadnej służby nie chce,
Gdyż tam nie wie, co sama jako kaczka klekce.
A tak moj miły bracie, gdy i sam obaczysz,
Tedy wedle rozumu sam rozeznać raczysz,
Iż gdy sie ten porządek podoba i Bogu,
Musi rozum ustąpić zawżdy od nałogu.
I miłość, gdy rozumna a k temu pomierna,
Jest, wierz mi, rzecz uczciwa, a gdy ktemu wierna".
Rozdział 5
List 59 - Księdza źle nęcić
Nie miejże towarzystwa z owemi birety,
Co chodzą po kolędzie chlustając czamlety.
Bo ci sobie małżeństwo przeto zakazali,
Aby sie tu cudzemi snadniej opiekali.
Bo chociaj nie urodą, ale dziesięciną
Zbłaźni, gdzie sie ponęci, panią gospodynią.
A to narod łakomy, a na owy pstruszki,
Kiedy im kto dodaje, ważą panie duszki.
Owa gdzie ją obrocisz na skażenie sobie,
Obrocili ty czyńsze ci naszy przodkowie.
Bo jeśli ci nie wyklną, tedy cie podkupią
A gdzie mogą, każdego by węgorza, łupią.
O, marneż to nasienie, a zawżdy w słup roście,
A szkodliwi to zawżdy w każdym domu goście.
A więc każdy, by anjoł z nabożną figurą,
Umizga sie, a djabeł tam zawżdy pod skorą.
Wierz mi, żeć owych płaszczow, ornatow z perłami
Nie dla Bogać nabyli, jedno szydzić nami.
Abychmy tu przed nimi barziej dudkowali,
A niebo opuściwszy, od nich z rąk patrzali
I zbawienia, i szczęścia, i wszego dobrego.
Jakoż snadź jeszcze i dziś wszędy pełno tego.
A Pan się z nas pośmiewa, patrząc na te błędy,
Gdyż on z serca prawego chce być chwalon wszędy
Nie w pieniędzoch, nie w perłach, ani w żadnym złocie,
Jedno w wiernej stałości, w pokorze a w cnocie.
Wierz mi, by ni ty płaty a nie dziesięciny,
Nie było by odpustow od męki, od winy.
Snadź i Boga na niebie mało bychmy znali,
Pewnie bychmy oremus darmo nie spiewali.
Rozdział jedenasty - List 159
Odpusty, czyściec, słaba pomoc
Rzekł młodzieniec: "Coż ma być, moj bracie jedyny ?
Wszak bywają odpusty od męki, od winy.
I widałem ja u tych, co w Rzymie bywają,
Iż prawie by żelazne listy na to mają;
Nie mowię, by z żelaza, lecz tak je zowiemy;
Kiedy je tu miewamy, długow nie płacimy.
O tych też wiem, ktorzy się w czyścu polerują,
Też o sobie nadzieją i ci niezłą czują.
Lecz powiedz mi, proszę cie, mój najmilszy panie,
W ktorymeś za żywota był na świecie stanie?"
List 160 - [Abiron — książę ciemności]
Odpusty rzymskie
Rzekł Abiron: "Byś nie plotł lepiej, miła plotko!
Rozumiem, że to wszystkim bywa tam wam słodko.
Wy kiedy po swej woli wszystko złe czynicie,
Tedy lekkim nakładem tam sie odkupicie.
A oni też, co to wam dudkom przedawają,
Choćbyście w piekło wpad[a]li, mało o to dbają;
Gdy pieniędzy do skrzyni pełno nakładziecie,
Już grzechom odpuszczenie pewnie wnet weźmiecie.
A tak wzajem, by w łaźni, społu sie drapiecie,
Ale gdy wam zaleją, pewnie pomdlejecie.
Papież
[Abiron:] Tenże to stroi wasz Bóg, co tam mieszka w Rzymie,
Boć i u nas ta sława tekże o nim słynie,
Trzy korony na głowie, powiedają, miewa,
Ale wierz mi, żeć u nas, nie tam, gdzie chce, bywa.
Słyszę, że kijem biją, gdy przed nim nie klęknie,
Aleć gdy do na przydzie , wierz mi, rzeć się lęknie (...)
Nie jeden tam już u nas, wierz mi, tej pychy zbył.
Ale gdybyś kęs wejźrzał do naszej stodoły,
Poznałbyś go podobno, boć na wirzchu goły
A nie jednego byś snadź znalazł tam takiego
Aleć tam namniej nie znać dostojeństwa jego.
A jest tam słyszę jeden, co snadź niewiastą był,
Tak ubogie prostaki chytrze był pobłaźnił
Lecz nie trzeba niewiasty; cożkolwiek ich było
Wszystko to na to tyło, aby świat błaźniło.
A mnimasz, aby jedno tam nędznicy byli?
Dobrze naszy panowie ten grod osadzili.
Wierz mi, że tam niemało rozmaitych stanow,
Krolow, książąt rozlicznych, najwięcej kapłanów.
List 161 - [Szatan z piekła — Abiron:]
Kardynali
Są też jacyś prałaci w bireciach czyrwonych,
Co je tam kardynałzwano w krajoch onych,
Co tych waszych papieżow pomocniki byli,
Aleć wierę tam u nas barzo pomylili.
Biskupi
Są też drudzy w kołpacech jako Tatarowie,
Z dwiema rogi na głowie, by dzicy kozłowie.
Ci nie wiem, co za urząd też tam u was mają,
Aleć wiarę tam u nas nic o nie nie dbają.
Mniszy
Są też jacyś kuglarze z powrozy, z kukłami,
Co my je sobie prawie tam za błazny mamy.
A podobno i u was tenże urząd mają,
Bo rozumiem, dla tego łbow im przystrzygają.
A rozmaicie chodzą w tym kuglarstwie wszyscy,
Czarni, biali, a drudzy szarzy jako wilcy.
A wierz mi, że sie bardzo rad w nich nasz krol kocha,
Bo w każdym dziwna sprawa, a postawa płocha.
To też słyszę, szarańcz na was chytra była,
A tak z prosta wiele wsi u was wyłudziła.
Noszą jakieś tabliczki a gałki na sznurze,
A krzyżyki miewają drudzy na kapturze.
Ale im nie pomogą nic ony krzyżyki;
Barzo przykro kukłają u nas ty nędzniki.
Pospolite duchowieństwo
A co innych dziwaków ?
Kto by je pamiętał ?
Wiem, że gdybyś je ujźrzał, i sam byś się lękał.
Ano im wiszą brzuchy z onymi podbrodki,
Co je tam wytuczyli snadź waszemi snopki.
Każdy w roznym ubiorze, a w dziwnym birecie;
W koszkach, w komżach, w płaszczykach, jako je tam wiecie.
A u pasa im wiszą jakieś wijatyki
Ano snadź było lepiej pilnować motyki,
Niżli Boga i ludzi tu na świecie błąźnić
A onę świętą prawdę rozmaicie draźnić,
A w pocie czoła swego pracej swej używać
A jako Pan rozkazał, tak się zachowywać
List 163 - Czyściec słaba nadzieja
Teżeś tu jakiś czyściec wspominał nieboże,
Iż sobie tam nędzniczek odpoczynąć może.
A kiedy się wyczyści, to prosto do nieba
Pojdzie zasię, a czegoż by nam więcej trzeba.
Ale ja tobie radzę, byś sie tym nie iścił,
Bo się pewnie w tej wierze z nami będziesz czyścił.
Jeśliże w tym żywocie a za czasu swego
Nie ubłagasz pokornie tu pana swojego,
Pewnie cie w tym upewniam, a wierzyć mi możesz,
Że czyścem, ni odpustem sobie nie pomożesz.
Rozdział dwunasty
List 183 - Wymysły zakonow
Bo tam słyszę po ten czas każdy po swej myśli,
Nie bacząc nic na Pana, tak jako chce kryśli;
Jeden chodzi w powrozie, a drugi w birecie,
Snadź w tym mając nadzieję; wy tam lepiej wiecie.
A iż chodzą z postawą a łby pogolili
I zda sie im, aby tym Boga zniewolili.
O, szalony rozumie w oskubanej głowie,
A gdzieżeś Pana słyszało takiej rozmowie!?
A jakoś tu powiedał: palą, kurzą, dzwonią,
A około kościoła z kropidły sie gonią.
Wierz mi, że zawżdy ten Pan dziwnie takie dłaził,
Kto się nad jego wolą co wymyślać ważył.
Bo rozumiem, że u was przykazanie jego
W mniejszej wadze, niż tam ten wymysły świata tego.
Nie chce sieść podle żony
Chłopu żona umarła, a on rychło potem,
I kołatał do nieba, nic nie myśląc o tem.
Otworzył mu święty Piotr:"To tobie za ono,
Coś mi więc czasem pośćił, będzie """otworzono.
Idziż, siądź podle żony!" A ten się nazad spancz wrócić
chciał.
Mówiąc:"Wierzę, iż wilcy - i ci będą w niebie;
Ja wolę spancz, bo nie chce mieć jej podle siebie".
|
KRÓTKA ROZPRAWA MIĘDZY TRZEMI OSOBAMI,
Panem, Wójtem, a Plebanem.
Którzy i swe i innich ludzi przygody
wyczytają. A takież i zbytki i pożytki dzisiejszego świata.
Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,1651
PAN MÓWI:
Miły wójcie, coż się dzieje,
Aboć się ten ksiądz z nas śmieje!
Mało śpiewa, wszytko dzwoni,
Msza nie była jako łoni.
Na naszym dobrym nieszporze
Już więc tam swą każdy porze:
Jeden wrzeszczy, drugi śpiewa,
A też jednak rzadko bywa.
Jutrzniej, tej nigdy nie słychać,
Podobno musi zasypiać;
Odśpiewa ją czasem sowa,
Bo więc księdzu cięży głowa.
A wżdy przedsię jednak łają,
Chocia mało nauczają.
Ano wie Bóg, za tą sprawą
Obrócimli się na prawą...
Bychmy jedno na lewicy
I z księdzem nie byli wszytcy.
WÓJT.
Miły panie, my prostacy,
A cóż wiemy nieboracy?
To mamy za wszystko zdrowie,
Co on nam w kazanie powie:
Iż, gdy wydam dziesięcinę,
Bych był nagorszy, nie zginę;
A damli dobrą kolędę,
Że z nogami w niebie będę.
Abo gdy w obiad przybieży,
A kukla na stole leży,
To ją wnet z stołu ogoli,
A mnie kęs posypie soli,
Jakoby mię nogieć napadł:
Mniema, bych już chleba nie jadł.
Potym mię pokropi wodą,
To już z Bogiem idę zgodą.
Jednak, niźli się rozmachnie,
Przedsię ta rzecz mieszkiem pachnie.
Alić przedsię, jako gorze,
Ciągni się, wójcie, nieboże
Ja mniemam, gdy wszystko płacę
Iż się z świętymi pobracę
(...)
PAN.
Miły księże, dobrzećby tak
Lecz podobno czciesz czasem wspak;
Hardzie tu strząsasz porożym,
A zowiesz się posłem bożym;
Prawda, żeś jego pastyrzem
A w wielu sprawach kanclerzem,
Lecz czasem na wełnę godzisz,
Kiedy za tym stadem chodzisz.
Owa choć trzoda niespełna,
Gdy się wam dostanie wełna,
Wierę z ostatka ty owce
Niechaj skubie jako kto chce.
Bo dziś prawie prości ludzie
Gonią skowronka na grudzie,
A tak się prawie zbłaźnili,
Wszystkę wiarę w to włożyli,
Iż go żadna rzecz nie zbawi,
Jestli go ksiądz nie wyprawi
(...)
Bo się już więc tam łomi chrust,
Kiedy się zejdą na odpust odpusty.
Ksiądz w kościele woła, wrzeszczy,
Na cmyntarzu beczka trzeszczy,
Jeden potrząsa kobiałką,
Drugi bębnem a piszczałką,
Trzeci wyciągając szyję,
Woła, do kantora pije;
Kury wrzeszczą, świnie kwiczą,
Na ołtarzu jajca liczą:
Wieręśmy odpust zyskali,
Iżechmy się napiskali.
(...)
A mało o Boga dbają,
Gdy się z plebanem zjednają
(...)
WÓJT.
Miły panie, Bógżeć zapłać!
Snadźby tobie lepiej gęś dać,
Kiedybyś nam tak chciał kazać,
Niż ten tłusty połeć mazać,
Bo przedsię tak nie słychamy,
Chocia w kościele bywamy,
Jedno kiedy przydzie święto,
Usłyszysz, iż cię zaklęto,
Wójt, Bartek, Maciek z Grzegorzem
Nie uleży przed tym gorzem;
Świętopietrze u jednego,
A kolenda u drugiego,
Trzeci też pokupił winę:
Nie rychło zwiózł dziesięcinę.
Tu więc będzie fukał srodze,
Rzadko usłyszysz o Bodze,
A tym zamknie wszytkę wiarę:
Idźcież, dziatki, na ofiarę,
A czekajcie mię z obiadem,
Boć nam barzo grożą gradem;
A niechaj rychlej dowiera,
Wieręć po stronach przymiera.
Trzebać teraz będzie księdza,
Zać jedna nastanie nędza,
Bo oń przedsię mało dbacie,
Jako bydło tak mieszkacie.
Jużto rychło dwie niedzieli
Niceśmy od was nie mieli.
Czyście o tę duszę dbacie;
Acz nie trzeba, też kęs dajcie".
Wszytko chce brać, daj mu psią mać,
A o Bogu nic nie słychać.
(...)
Pan
Ba, toć prawda miły ojcze,
Niechaj kto powiada, co chce,
Że nam trudno k'zbawieniu przyść,
Nie będziemli dobrze czynić.
Aleć tym trzeba zapieprzyć,
Wiarą wszystkiego podeprzeć,
A to iście na pieczy mieć:
Dobrowolnie wszystko czynić;
Bo zać Bogu za dzień robić?
Dobrowolną chcę służbę mieć.
Ksiądz chce wszystko mieć w kłopocie,
Stoi, by wójt, przy robocie.
Ano sami darmo macie,
Darmo nam też udzielajcie,
A my, widząc tę dobrotę,
Będziem mieć więtszą ochotę.
I sam, chociam o tym słychał,
Dam też gęś na święty Michał,
Ba, i strusla cie nie minie
Ondzie, o świętym Marcinie.
Bo tak księża powiadają,
Iż go za hojnego mają,
Iż zjadł wołu na wieczerzy,
(Kto chce niechaj tamu wierzy),
A iż za płaszcz niebo kupił;
Toby już Bóg komorą żył!
Aleście to nań zmówili,
Abychmy też woły bili,
A za takimi przysmakami
Wżdy się wam dostaną flaki.
Nie takci święci czynili,
Nie płaszczami, ni wołów bili,
Lecz Panu wiernie służyli,
A świat prawie opuścili.
Lecz wy dziś, mili kapłani,
Bujni jako hardzi pani,
A na wasze ty utraty
Nie zniosą was nasze płaty:
By też więc dusze przyłożyć,
Musi skądinąd dołożyć.
A nas więc przedsię karzecie,
Choć sami barana drzecie,
Powiedając, iż imienie
Przekaża duszne zbawienie,
A iż tak czciecie o Bodze,
Iż nam to rozkazał srodze:
Wszystko na ziemi opuszczać,
W niebie osiadłości szukać;
A iż mól gryzie skarb ziemski,
Kazał ji Bóg kłaść niebieski.
A na końcu zawołają:
"Dawajcie, wszak wam też dają!"
Ano, kto chce rzecz utwierdzić,
Trzeba jej skutkiem poprawić.
Lecz różno skutek od rzeczy,
Coś inszego wam na pieczy,
Bo wasze pierwsze ćwiczenie
Starać się o dobre mienie,
A przedsię na to nie myślić,
Aby za to dosyć czynić.
Na ony wasze pacierze
Ledwo że się raz w rok zbierze:
Często quesmus próżnuje,
Oremus mało pracuje,
Ona wasza Alleluja,
Jako pani, sobie buja,
A collecta za nią chodzi,
Też sobie na starość godzi.
Amen, ten robi jako chłop,
Bo się k'niemu ma każdy pop,
Bo z tym wijatyk leci w kąt:
"Dosyć się nas dzierżał ten błąd."
To więc aż do dnia dopija,
Długa nań była feryja,
Sfatygował się nieborak,
Odpoczywa ubogi żak,
Często sobie oczy chłodzi,
Bo mu dobre pismo szkodzi.
A iżby szanował dusze,
Jak osłem, tak ją kłusze.
Nie może mu tak wiele dać
Jako on śmie na nią nabrać:
"Kustodyja, dziekanija,
Prebenda i kanonija,
Abo też owo probostwo,
Chocia piekielne ubóstwo!
A co to jest sto kóp płatu?
Czym pomóc chudemu bratu
Abo onej siestrzenicy,
Co tam mieszka na ulicy?
Choć w dziewiątym pokoleniu,
Przedsię jednak lżej zbawieniu,
Bo jakoby miał we złocie,
Co da ubogiej sirocie."
A gdzie co się zjawi nowo,
Już rzecznikom bywa zdrowo,
Bo się więc tam prezentują,
Gdy co smacznego poczują.
Trzykroć czasem w Rzymie będzie,
Niż prawie na miestcu siędzie.
Podawce więc rozkosz mają,
Gdy się do nich ubiegają,
To się im nisko kłaniają,
Rozlicznie sie zalecają:
Tu się obiecają służyć,
Dom ten i potomki mnożyć.
"Wszak, jestli ci skąd przypadnie,
Wszystko rozdzielimy snadnie;
Iście nie chcę mieć nic swego,
Społu używiemy wszego."
Więc prawie mnożą potomki,
Obiegając cudze domki:
Urzędów swych używają,
Bo je „ojcy" nazywają.
A z onych wielkich obietnic
Ze wszystkiego nie będzie nic.
Pewny kłopot w zysku będzie,
Gdy już z tobą we wsi siędzie,
Już pewnego sąsiada masz,
Uczyń mu ci, iście poznasz:
Pójdzieć gonionego z tobą,
Ma dwoje prawo ze sobą.
Trudno więc naszemu bratu
Odzywać się do powiatu:
Kłusz się z miasta, Benedykcie,
Boś już w trzecim interdykcie,
A czasem nie chybisz Rzyma,
Chocia to u nas zwierzyna.
Co cie będzie przez rok straszył,
Dzwonek tłukł, a świeczki gasił,
A jestli Bóg nie ustrzeże,
Strzeż się, byś nie zmacał wieże.
Bo naszy mili przodkowie
Snadź nie wszystkich mieli w głowie,
Gdy sie w tę niewolą wdali,
Na sobie ten szańc wygrali,
Bo się w więtszą szkodę wdali,
Skąd się zysku nadziewali.
A stąd się musimy trwożyć,
Skąd się miała miłość mnożyć;
Bo to każdy widzi proście,
Iż z roztryku gniew uroście,
A boski gniew z nienawiści,
Możemy być z tego iści.
A z jednej szkody dwie mamy:
Iż was i Boga gniewamy.
(...)
Wójt
(...)
Bo znowu nastanie nędza,
Kiedy czas przydzie na księdza,
Gdy chodząc snopki przewraca,
A co tłustszej kopy maca;
Wnet masz urzędnika z niego,
Choć tobie nie trzeba tego.
Natknie-ć wieszką, kopie w rogu:
"Nie mnie to dasz, synku — Bogu."
Acz nie wiem, wie-li Bóg o tym,
Aż to zrozumiemy potym:
To wiem, iż żyta nie jada,
Bo w stodole nie rad siada.
Więc ci jeszcze będzie grozić,
Że mu dusznie musisz zwozić;
Mało jeszcze, iż nań robią,
Muszą wieźć, a w łeb się skrobią:
"Małom się panu nawoził,
Bo ten jeszcze barziej groził."
Owa wszędy musisz podleźć,
Bo z obiema żle kaszę jeść.
Potym bieży po kolędzie,
W każdym kącie dzwonić będzie;
Więc woła illuminare,
A ty, chłopku, musisz dare.
Bo dać przedsię, gdzie wziąć, tu wziąć,
A nie dasz-li, wnet będzie kląć.
Przyjdzie spowiedź, to sie jednaj,
A nie chcesz-li, coć każe, daj!
Bo więc tam, jako chcą, karzą,
Nakoniec do piekła skażą,
A tam niespora odprawa,
Trudno do wyższego prawa,
Bo sie tam niedługo radzą,
Na pirwszy rok wszyćko zdadzą.
A snadź lepiej co dać, to dać,
Aby wżdy mógł apelować.
Kto umrze, kto się urodzi,
Kto ślubi, kto się rozwodzi,
I cokolwiek kto chce sprawić,
Musi okrężne postawić;
I kołacz-ć nie oświecą,
Aż dasz łopatkę cielęcą.
Arkadia
Nim uwierzysz w moje słowa,
Poznaj moją duszę drogą,
Gdyż się możesz rozczarować,
Jaką jestem złą osobą.
To kraina szczęśliwości!
Czemuż się nie cieszysz miły?
Nie odrzucasz mej miłości!
Ale pragniesz podciąć żyły...
Przestań kochać, przestań cierpieć,
Wiem, że złudny świat Ci dałam,
Nie potrafię Cię opuścić,
Nie chcesz duszy, ani ciała.
Krzywdę wielką Ci zadałam,
Odepchnąłeś mnie na zawsze,
Lecz gdy ujrzysz, że płakałam,
Moje zdjęcie znowu głaszczesz.
Zapatrzeni
Ty milczałeś,
Ja milczałam,
oboje milczeliśmy.
Nie mówiłeś,
nie słuchałam,
oboje uciekliśmy.
Wskazówka nachalnie tyka,
prowadząc konwersację,
wszystkie błędy nam wytyka,
notuje obserwacje.
Ty mówiłeś,
Ja mówiłam,
nie słuchając siebie.
Ty krzyczałeś,
Ja krzyczałam,
bijąc ręką ziemię.
Nadgorliwie kapią łzy,
wypominając każde słowo,
wypominając róże, bzy,
ucząc ciszy na nowo.
Ty milczałeś,
Ja milczałam
w gniewie uwięzieni.
Umierałeś,
Umierałam,
w siebie zapatrzeni. |