DZIEWCZYNA
Władysławowi Jaroszewiczowi,
Jego entuzjastycznym zapałom
dla dzieł twórczych i szczerym
wyczuciom czarów poetyckich
Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.
I
pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...
Mówili
o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...
Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?
"O,
prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą
powlecze!"
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych
rzecze.
Ale
daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!
Łamią
się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!
Lecz
cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!
I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...
I
dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi
nawrotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?
"O,
prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą
powlecze!"
-Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu
innych rzecze.
Lecz
cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I tak pomarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...
I
nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!
Lecz
dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały spiżem same w sobie!
Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?
"O,
prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą
powlecze!"
-Tak, waląc w mur, dwunasty młot do
jedenastu innych rzecze.
I
runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!
Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!
Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!
Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!
Nic -
tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?
Wobec
kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.
I była
zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
|
TRZY RÓŻE
W
sąsiedniej studni rdzawi się szczęk wiadra.
W ogrodzie cisza. Na kwiatach śpią skwary,
Spoza zieleni szarzeje płot stary.
Skrzy się ku słońcu sęk w płocie i zadra,
O wodę z pluskiem uderzył spód wiadra.
Spójrzmy przez liście na obłoki w niebie
I na promieni po gałęziach załom,
Zbliżmy swe dusze i pozwólmy ciałom
Być tym, czym wzajem pragną być dla siebie!
Spójrzmy przez liście na obłoki w niebie.
Woń
róż, śpiew ptaków i dwie dusze znojne,
I dwa te ciała, ukryte w zieleni,
I ten ład słońca wśród bezładu cieni,
I najście ciszy nagłe, niespokojne,
Woń róż, śpiew ptaków i dwie dusze znojne.
A jeśli
jeszcze, prócz duszy i ciała,
Jest w tym ogrodzie jakaś róża trzecia,
Której purpura przetrwa snów stulecia,
To wszakże ona też nam w piersi pała -
Ta róża trzecia, prócz duszy i ciała!
W czas
zmartwychwstania
W czas
zmartwychwstania Boża moc
Trafi na
opór nagłych zdarzeń.
Nie
wszystko stanie się w tę noc
Według
niebieskich wyobrażeń.
Są takie
gardła, których zew
Umilkł w
mogile - bezpowrotnie.
Jest
taka krew - przelana krew,
Której
nie przelał nikt - dwukrotnie.
Jest
takie próchno, co już dość
Zaznało
grozy w swym konaniu!
Jest
taka dumna w ziemi kość,
Co się
sprzeciwi - zmartwychwstaniu!
I cóż,
że surma w niebie gra,
By nowym
bytem świat odurzyć?
Nie
każdy śmiech się zbudzić da!
Nie
każda łza się da powtórzyć!
|