JAK DZIELNA WÓJTÓWNA HALINA
OCALIŁA SANDOMIERZ
Sandomierz znowu strwożony. Tatarska
orda otoczyia miasto. Jego
mieszkańcy znają bezwzględność i
okrucieństwo wroga, bo to przecie
nie pierwszy . W najazd skośnookich
wojowników. Sandomierzanie są gotowi
do walki, ale czy
^^^^^r wytrzymają oblężenie? W
mieście znalazła schronienie
okoliczna ludność, lecz nie było
czasu na zgromadzenie dodatkowych
ilości pożywienia i wody. A głód
równie groźnym jest jak tatarska
strzała. Zasępiła się starszyzna
miejska, marsem pokryło się oblicze
wójta Krempa.
— Trzeba Tatara zaskoczyć, to nasza
jedyna szansa — oświadczył na
którymś z posiedzeń rady
sandomierski wójt.
— Zaskoczyć Tatara, to trudniejsze
niż przechytrzyć lisa — odezwały się
liczne głosy.
— A zostać w miejskich murach, to
czekać na śmierć — odparował wójt.
Stanęło tedy na tym, że wójt na
czele zbrojnych mieszczan dokona
wypadu na
wroga, uderzy nań znienacka, stoczy
potyczkę i wycofa się poza mury.
Takimi wypadami można wroga nękać
wielekroć.
I jak zamierzał, tak też wójt Krempa
uczynił. O zmroku, na czele oddziału
ochotników, podszedł pod najmniejsze
tatarskie zgrupowanie i zaatakował
je. Wywiązała się walka. Przeliczyli
jednak swoje siły sandomierscy
obrońcy. Wkrótce 'ich szeregi
przerzedziły tatarskie strzały,
pocięły zakrzywione szable. W
rozsypce wracali do miasta, choć
nikt nie mógł odmówić im
waleczności. Wielu nie wróciło,
pozostając na placu boju. Pośród
tych znalazł się wójt Krempa,
trafiony kilkoma strzałami i
posieczony szablami.
Załamali
się mieszkańcy Sandomierza. Zabrakło
najlepszych obrońców, nie stało
dzielnego dowódcy. Pozostało tylko
jedno, jedyne wyjście — poddać się
na najdogodniejszych warunkach. Do
takiego wniosku doszła miejska
starszyzna.
Sprzeciwiła się temu jednakże córka
poległego wójta — Halina
— Tatarzy żadnych warunków nie
dotrzymają — powiedziała. — Są
podstępni i mściwi. Walczmy więc ich
własną bronią !
— My do tej broni nie przywykli —
odparli radni miejscy.
— Ja się nią posłużę — oświadczyła
Halina, w której śmierć ojca
obudziła chęć odwetu.
— Jakże to uczynisz? — pytali.
— Wnet się dowiecie — odrzekła. —
Zawierzcie mi !
Powątpiewali radni w jej słowa, ale
żeby do żałoby przykrości nie
dodawać, działać jej pozwolili.
Halina zaś, po naradzie z nowym
dowódcą obrony, odczekała wieczoru i
gdy mrok spowił miasto, ukradkiem,
nie zatrzymywana przez uprzedzone
straże, opuściła miasto i skierowała
się w stronę tatarskiego obozu. Raz
tylko obejrzała się poza siebie i
chociaż wówczas głęboki smutek
pojawił się w jej oczach, szybko
jednak ruszyła dalej.
Ledwie postąpiła kilka kroków, gdy z
zarośli wyskoczyło kilku skośnookich
wojowników z napiętymi łuskami,
osaczając ją ze wszystkich stron.
Struchlała ze strachu, dawała im
znaki, aby zaprowadzili ją do swego
wodza. Naradzali się przez chwilę, a
następnie powiedli ją w stronę
błyskających w oddali ognisk.
Niebawem stanęła przed wodzem
Tatarów. Siedział on w ozdobnym
namiocie, popijając coś z małej
czarki. Niezwłocznie też przywołano
człowieka, przekupionego zdrajcę,
który rolę tłumacza miał pełnić.
— Czego tu szukasz, o nieroztropna?
— spytał wódz tatarski. — Czy nie
wiesz, że takie jak ty w jasyr
bierzemy?
— Wiem, panie — odpowiedziała
Halina. — Ale przywiodła mnie tu
chęć zemsty, a ona silniejsza niż
strach przed niewolą. Panowie polscy
cześć moją obrazili i chcę im się za
to odpłacić.
—
A jakąż to zapłatę im gotujesz? —
dociekał Tatar.
— Godną ich postępku — odparła
Halina. — Znam podziemne przejście
prowadzące do miasta. Wejście
znajduje się niedaleko stąd, wyjście
zaś w środku twierdzy. Poprowadzę
was tą drogą i po waszym zwycięstwie
wskażę tych, na których chciałam się
pomścić. Żywych lub martwych. Jeśli
będą żywi, powinni stać się martwi !
Podobały się te mocne słowa
tatarskiemu wodzowi. Nie wyczuł w
nich fałszu, nie wyczytał go również
w twarzy dziewczyny, choć jego
chytre, zmrużone oczy długo jej się
przyglądały. Wstał i kazał
wojownikom do wyprawy się gotować.
Skuszeni szybkim i podstępnym
zdobyciem miasta Tatarzy ochoczo
dosiadali swoich koni i wkrótce
oddział, zachowując ostrożność,
wyruszył za Haliną ku ukrytemu
wejściu, prowadzącemu do podziemnych
korytarzy.
|