JANOSIK
Zofia Urbanowska
Raz student szedł ze szkół na
wakacje do domu. Przechodząc przez
wielki las, zabłądził i noc go tam
zaskoczyła: nie mógł się w żaden
sposób z tego boru wydostać.
Wlazł wreszcie na wysokie drzewo i
patrzył na wszystkie strony, czy
końca lasu nie ujrzy.
Spostrzegł w oddaleniu światełko,
rzucił czapkę w tym kierunku, ażeby
drogi nie zmylić, a zlazłszy z
drzewa, poszedł za czapką i trafił
do małej chatki. W oknie błyskało
światełko i student wędrowny obaczył
siedzącą w chacie staruszkę.
Otworzył drzwi, wszedł do izdebki, a
stara go zapytała:
— Coś ty za jeden i czego tu chcesz?
— Szedłem do domu ze szkól i
zbłądziłem w lesie; proszę was,
matko, przyjmijcie mnie na nocleg do
waszej chatki. Nazywam się Janosik.
— Nie mogę ja ciebie przyjąć na
nocleg — odrzekła stara — bo jak
przyjdzie starsza moja siostra, to
cię z pewnością zabije.
Poznał z tych słów staruszki, że
trafił do mieszkania czarownic; nie
uląkł się jednak i odpowiedział:
— Niech się już co chce dzieje, nie
odejdę stąd, jestem zmęczony i muszę
tu przenocować.
Czarownica widząc, że nie ma z nim
rady, zawołała młodzieńca na
wieczerzę, a gdy zjedli oboje,
schowała go za piecem. Wkrótce
wleciała oknem na miotle starsza
siostra, zaczęła nosem kręcić i
zawołała:
— Ej ! Musi tu być gdzieś człowiek
schowany w chacie ?
— A co ! Wychodź, Janosik ! —
wykrzyknęła młodsza.
Musiał więc rad nierad wyjść z
ukrycia.
— Siadaj ze mną do wieczerzy —
powiedziała starsza czarownica; on
zasiadł z nią do stołu, a gdy
zjedli, stara rzekła:
—
A teraz ruszaj stąd, jeżeli ci życie
miłe; bo jak powróci najstarsza
nasza siostra, zabije cię
niezawodnie.
A on i teraz się nie zatrwożył.
— Nie pójdę nigdzie i tu nocować
będę — odparł i za piec odszedł.
Przyleciała trzecia siostra,
najstarsza, i zaraz zawołała tak
samo jak i średnia:
— Oj ! Gdzieś tu człowiek musi być
schowany?
Znowu musiał Janosik wyjść ze swej
kryjówki; zaprosiła go najstarsza
czarownica na wieczerzę, a gdy
zjadłszy spać się położył, one
wszystkie trzy naradzać się zaczęły,
co z nim zrobić ?
Ale chłopak nic spał, udawał tylko i
słyszał wszystko, co mówiły.
— Połóżmy mu węgiel gorejący na żywe
ciało — powiedziała jedna z sióstr —
jeżeli ból zniesie i nie przebudzi
się, to będzie z niego człek
wytrzymały.
Jak rzekły, tak uczyniły: położyły
mu na żywym ciele węgiel rozpalony;
on się nie poruszył,
ból znosił w milczeniu, póki węgiel
nie zgasł. Czarownice wówczas
powiedziały:
— Będzie z niego człek dzielny i
wytrwały; warto, żeby został
zbójnikiem.
Musimy go oporządzić jak należy do
tego rzemiosła.
— Ja mu dam ciupagę — rzekła jedna.
— A ja koszulę — mówiła druga.
— A ja pas — dodała trzecia.
Z dalszej rozmowy czarownic
dowiedział się Janosik, że na tej
ciupadze, jak się uniesie, trzy mile
przeskoczy, a w koszuli i pasie mieć
będzie nadzwyczajną siłę. Najstarsza
czarownica, co koszulę mu szyć
miała, z wieczora zaraz zasiała na
nią konopie — a rano już i koszula
była gotowa. Gdy wstał Janosik, trzy
siostry oddały mu te dary, mówiąc:
— Nie będziesz ty uczonym ani
księdzem, ino zbójnikiem.
Oto masz ciupagę; jak się na niej
uniesiesz, to trzy mile
przeskoczysz; ona cię obroni od
wszelkiego niebezpieczeństwa. W tej
koszuli i pasie będziesz miał znów
siłę nadzwyczajną.
Ale żebyś był zbójnikiem nad
wszystkimi zbójnikami, musisz
najpierw własnego ojca zrabować.
Odszedł Janosik, zabierając ze sobą
ten strój nowy, nie wziął go jednak
na siebie, tylko schował w
zawiniątko, a w mundurze swoim
studenckim przybył do ojcowskiej
chaty. Smutny był i zamyślony przez
dzień cały; wieczorem ojciec
powiedział, że się wybiera nazajutrz
na kiermasz i bierze z sobą sto
pięćdziesiąt złotych reńskich, bo
woły kupić potrzebuje.
— Ej ! Nie idźcie, tatusiu — rzekł
mu Janosik — żeby was zbóje nie
zrabowali.
— Oho! — odparł ojciec. — Może byś
ty się dał zbójom zrabować; ja się
ich nie boję.
— Zobaczymy — szepnął Janosik.
Ojciec
poszedł, a on w kilka godzin później
ubrał się w swój mundur zbójecki, od
czarownic otrzymany; siadł na
ciupagę, w lot ojca dogonił, zaszedł
mu drogę w lesie, ciupagą o ziemię
stuknął i zapytał:
— Gdzie idziesz ?
— Po woły — odrzekł stary, a ledwo
mówić mógł ze strachu.
— Dawaj pieniądze ! — krzyknął, a
stary w tej chwili mu je oddał.
— Czy wszystkie? — spytał Janosik.
— Wszystkie — odpowiedział ojciec —
nawet na drogę nie będę miał ani
grosza.
Więc dał mu Janosik parę groszy na
drogę i w las umknął z pieniędzmi —
potem znów na swojej ciupadze w lot
do domu powrócił; ojciec przywlókł
się ledwo wieczorem.
Nie poznał on rodzonego syna w
zbójeckim mundurze; w chacie zastał
go znów ubranego po studencku,
siedzącego spokojnie, jakby nigdzie
nie wychodził. Rzekł więc do niego z
żałością wielką:
— Dobrześ ty mówił, synu; szkoda,
żem ciebie nie słuchał.
— A cóż to się wam przytrafiło,
tatusiu?
— Oj, to mi się przytrafiło, że
zbójnik jakiś zaskoczył mię w lesie,
pieniądze zabrał: parę groszy mi
tylko zostawił na drogę.
— Widzicie, tatusiu, mówiłem wam,
żebyście nie szli, bo was zrabują, i
tak się stało. A czyście się
przypatrywali owemu zbójnikowi ?
Czybyście go poznali ?
— O, poznałbym od razu; taką miał na
sobie straszną koszulę i pas
okropny, a w ręku ciupagę ogromną.
Janosik ukrył się w komorze, wziął
na siebie mundur swój zbójnicki,
wszedł na powrót do izby i zapytał
ojca:
— A czy ten zbójnik nic tak czasem
wyglądał ?
— Ach! Tak samo ! — zawołał stary.
On się roześmiał, oddał ojcu
pieniądze, a potem powiedział:
— Już ja nie będę uczonym ani
księdzem, do szkół nie powrócę, ino
na zbója pójdę. Bywajcie zdrowi,
tatusiu!
I ruszył w góry. Dobrał sobie
wkrótce pomocników i towarzyszy;
miał pod sobą dwunastu zbójników — a
chociaż żaden Janosikowi dorównać
nie mógł, wszyscy jednakże musieli
się czymś nadzwyczajnym odznaczyć,
ażeby on ich przyjął pod swoją
komendę.
Każdemu kazał wprzódy próby odbywać
i różnych sztuk dokazywać w swojej
obecności.
Jeden na przykład podskakiwał do
wierzchołka wysokiej jodły i ścinał
go szablą albo z pistoletu
odstrzeliwał. Drugi łamał w ręku
pnie drzew najgrubszych, trzeci
kruszył w garści najtwardsze
kamienie. Janosik sam to wszystko
robił z łatwością; nieraz dla
zabawki, jak skoczył, ręką chwytał
wierzchołek największego smreka. Są
jeszcze w niektórych chatach obrazki
na szkle malowane, przedstawiające
te nadzwyczajne sztuki [...]
Stałe mieszkanie obrał on sobie w
Liptowie; tam w lesie ukrywał się ze
swoją bandą i w okolicy na zbójeckie
wyprawy się puszczał.
Janosik rabował tylko bogaczów,
ubogim nigdy krzywdy żadnej nie
czynił, przeciwnie, wspomagał ich
często i hojnie pieniądze rozdawał.
Jeżeli spotkał górala, co szedł na
kiermasz, a mało miał pieniędzy, to
mu dodał. Raz czterysta reńskich dał
biedakowi na kupienie wołów, że zaś
tak drogich bydląt nic było, więc
najlepsze woły kupił i jeszcze mu
100 reńskich zostało. To znów
obaczywszy staruszkę bosą, dał jej
pieniądze, aby sobie buty kupiła;
lecz srodze się rozgniewał, gdy tego
przez skąpstwo nie zrobiła i z
kiermaszu znów boso wracała. Tak
okropnie jej wygrażał, że stara o
mało nie umarła ze strachu i byłaby
wolała danych pieniędzy się wyrzec.
Raz posłał do pewnego bogatego pana,
zapowiadając, że przyjdzie do niego
na obiad z dwunastoma swoimi
kamratami, więc żeby wszystko dla
nich przygotowano. Pan odpowiedział,
że bardzo dobrze, czekać będzie na
Janosika i towarzyszy jego z
obiadem. A tymczasem kazał zwołać z
całej wsi swojej, a nawet z
okolicznych wiosek najsilniejszych
ludzi, uzbroił ich w kije i tak
czekali, sądząc, że łatwo Janosika
pokonają.
Nie
wiedział ów pan o jego
czarodziejskiej sile, o koszuli, o
pasie i ciupadze, darowanych przez
trzy czarownice.
Jak tylko nadszedł Janosik, zaraz
spostrzegł, jaka zdrada przeciw
niemu była uknuta; ale poradził
sobie: wywinął tylko ciupagą i
połowa napastników padła na ziemię.
Potem chwytał wozy i bryczki, przez
pałac przerzucał, przebiegał na
drugą stronę i chwytał w lot. Dużo
napędziwszy strachu, zabrał panu, co
miał pieniędzy w domu, i odszedł do
lasu.
Doszły na koniec te sprawki Janosika
aż do uszu cesarza we Wiedniu:
mieszkańcy Liptowa ciągle na niego
zanosili skargi, więc cesarz wysłał
cały pułk żołnierzy, aby go
schwytali. Nie ukrywał się Janosik
przed nimi, lecz śmiało stanął ze
swoją ciupagą naprzeciw żołnierzy
uzbrojonych w broń palną. Oni
strzelali, a on kule chwytał w
powietrzu i na nich ciskał, bo
czarodziejska koszula nie
dopuszczała kul do niego. Potem
wypuścił ciupagę, wołając tylko:
— Ciupaga, bij!
Ciupaga tak biła i rąbała na
wszystkie strony, że pułk żołnierzy
uciekł w końcu w popłochu.
Innym razem zdrajca jakiś' zaszedł
Janosika w chwili, gdy klęcząc
pacierze odmawiał.
Stanąwszy z tyłu, strzelił zdrajca
do niego, bo nie wiedział, że on się
kul nie obawia.
Gdy jednak kula nie dosięgła go i
odskoczyła, strzelił raz drugi — a
gdy i tym razem odskoczyła, zdrajca
przestraszony uciekać zaczął, lecz
Janosik tymczasem ukończył pacierze,
dogonił go i zabił.
Raz cesarz z drugim królem wydali
sobie wojnę i w końcu na tym
stanęło, że dwaj rycerze, z obu
stron wybrani, mieli się potykać w
pojedynku i trzy wojny rozstrzygnąć.
Posłał tedy cesarz po Janosika, aby
po jego stronie stawał. Przybył do
Liptowa pułk huzarów: pięknego konia
dla niego przyprowadzili, szukali go
wszędzie, pytali, gdzie Janosik
mieszka, a ludzie im pokazali, że w
lesie. Poszli do lasu, spotkali
samego Janosika, ale go nie poznali
— i znów pytają, gdzie mieszka. On
chwycił drzewo, wyrwał je z
korzeniami, pokazał i powiedział, że
to jest jego mieszkanie. Domyślili
się, że to on sam stoi przed nimi,
odpowiedzieli, czego żąda od niego
cesarz, i podali mu konia.
Ale on nie chciał konno jechać,
rzekł im tylko:
— Ja tam prędzej będę od was!
I w rzeczy samej, w trzy dni po nich
wyruszył na swojej ciupadze, a już
go na miejscu zastali, gdy przybyli,
i zaraz prowadzili do cesarza.
Chciano mu dać zbroję żelazną i
pancerz, szablę i wierzchowca
pięknego przygotowano — lecz on nic
z tego wszystkiego nie chciał;
ciupagę wziął do ręki i szedł pieszo
naprzód, a za nim cesarz z całym
wojskiem. Tak przyszli na plac boju,
gdzie czekał nieprzyjaciel, i
rycerz, co miał stanąć do pojedynku
z Janosikiem, wystąpił naprzód. Był
on cały zakuty w żelazo i siedział
na dzielnym rumaku. Gdy obaczył
przeciwnika idącego pieszo naprzeciw
niemu, chciał go zaraz zastrzelić z
pistoletu lub ciąć szablą; ale
Janosik chwycił tylko konia za nogę
i noga mu w ręku została, a rycerz,
obalony na ziemię nie mógł już dalej
walczyć.
Chciał
cesarz zabrać z sobą Janosika, ale
on nie miał ochoty iść: powiedział
tylko, że już swoje zrobił, a teraz
wraca do domu, i skoczył na ciupadze
do Liptowa, gdzie mu było najlepiej.
Ale Liptacy sprzysięgli się na niego
i w końcu też go zgubili. Wiedzieli,
że Janosik ma siłę nadzwyczajną i
starali się dojść, skąd ona
pochodziła. Udało im się w końcu
przekupić kobietę, do której on
czasem przychodził ze swoimi
kamratami i uczty wyprawiał. Gdy raz
był trochę podchmielony, chytra ta
kobieta zaczęła się go rozpytywać,
wyciągać na słówka, aż w końcu
powiedział jej, że tę siłę
czrodziejską daje mu koszula, pas i
ciupaga, dary trzech sióstr
czarownic.
Tego tylko potrzeba było mieszkańcom
Liptowa; zaczaili się w domu tej
kobiety i gdy Janosik przyszedł
znowu ucztę wyprawiać, a
uczęstowawszy się trochę zanadto,
spać się położył, oni mu ciupagę
wykradli i zamknęli tak daleko, że
ją od niego dziesięcioro drzwi
dzieliło. Potem rzucili się na
śpiącego, porozcinali na nim pas i
koszulę, ściągnęli jedno i drugie;
zaraz też Janosik wielką swą siłę
utracił. Mogli go związać,
zaprowadzić do więzienia, zrobić z
nim wszystko, co chcieli. Ciupaga
ruszyła się wprawdzie na pomoc
Janosikowi i ośmioro drzwi przebiła,
lecz w dziewiątych ugrzęzła.
Sędziowie skazali na śmierć Janosika
i wyrok wykonali jak najspieszniej,
a gdy z Wiednia od cesarza nadeszło
ułaskawienie, już było za późno.
Cesarz nie darował tego mieszkańcom
Liptowa: za to, że powiesili
Janosika, który mu oddał taką usługę
w owym pojedynku, nałożył na nich
wielki podatek do dzisiejszego dnia
opłacany.
Tak Janosik przez kobietę skończył !
|