LEGENDA
O PODHALU
Władysław Orkan
W
siedem dni Pan Bóg stworzył świat, a
potem stwarzał różne kraje ze
wszystkim, co było potrzeba.
Właśnie utworzył był kraj węgierski,
dolinę żyzną, przeciętą rzekami; a
gdy trafiły się zbocza, to chylił je
ku południowi, by na nich wino rość
mogło.
Za czym zbliżył się ku stronie,
gdzie miała być Polska. Postanowił
ją jeszcze bogatszą uczynić przez
to,
że różne na jej obszarze umyślił
założyć ziemie.
Właśnie kiedy zaczął Podhale
budować, przechodzący mimo anioł
zawołał: „Szczęść Boże!" Pan Bóg
uśmiechnął się: miał bowiem w myśli
obraz przebogatego Podhala.
Ośmielony stróż niebios zbliżył się
ku Panu Bogu i przyzierał chwilę
jego pracy. A widząc, że to wcale
nie taka trudna sztuka, zapragnął
sam popróbować.
— Odpocznij — rzecze — Panie mój, a
ja przez ten czas za Ciebie się
potrudzę.
— Żebyś to mógł dać radę !
— Nie dam rady ? — uniósł się anioł
w honorze. — Zezwól, Panie, a
ujrzysz, że nie gorsze potrafię
zbudować
kraje
niż te, co spod Twej wykwitły ręki.
Stwórca świata uśmiechnął się na to
pobłażliwie.
— Jeżeli chcesz koniecznie
(umiłowanemu aniołowi czegóż by w
dobroci ojcowskiego serca nie
ustąpił ?),
jeżeli chcesz koniecznie spróbować,
to możesz kończyć tę ziemię tu oto,
którą zacząłem budować.
(Sądził Pan, że co dobrze zaczęte,
to nie tak łatwo zepsuć). A ja
tymczasem przejdę dalej.
I przyszedł Pan Bóg w stronę ku
północy, aby nowe tam ziemie
ukształtować. Miało to być
Proszowskie i Sandomierskie.
Niedługo to wcale trwało (bo cóż dla
Boga trudnego ?), jak był z ziemiami
tymi dwiema gotów. Zawołał tedy do
anioła:
— Jużeś skończył swą pracę?
— Już! — odkrzyknął anioł.
— To chodź, przypatrz się moim
ziemiom.
Anioł przyleciał na skrzydłach i już
z góry wykrzyknął : „Ach!" —
bo też było się czemu dziwić.
Ziemia proszowska jak dywan
wzorzysty, rozkoszna, barw równina,
przetykana kępami sadów, ruczajami.
Sandomierska, wyższa nieco,
pofalowana w doliny i wzgórza,
chyliła się łagodnie ku słońcu
południa i zdawała się grzać w jego
promieniach. Wstęga Wisły szeroko
zataczała błękitne półkola pomiędzy
złotymi wzniesieniami. Bo gdzie
okiem rzucić, tak w Proszowskie, jak
i Sandomierskie, wszędy widne były,
na wzgórzach i w dolinach, złote
łany pszenicy. Mogło wydawać się
patrzącemu, że pozłota prawdziwa ze
słońca na dwie te ziemie spada.
Widać Pan Bóg chciał je szczególnie
szczodrze obdarzyć.
Kiedy anioł dość się już temu
nadziwował , rzecze Pan Bóg:
— A teraz zobaczymy twoje Podhale.
Anioł, dumny ze swego dzieła,
cieszył się już naprzód pochwałą
Boską i wyprzedzał Pana krokiem
niecierpliwym. Skoro stanęli na
miejscu, Pan Bóg aż oczy przetarł,
przestraszony, nie mogąc uwierzyć
temu, co ujrzał.
— Coś ty tu porobił? — zakrzyknął.
Anioł sam się też zdumiał i strwożył
wielce. Co innego bowiem zastał, niż
pozostawił.
Przystępując
do pracy, wyobraził był sobie, że
nic lepszego ziemi dać nie może jak
dużo, dużo ciepła.
Przeto zebrał niesłychaną ilość
kamieni, głazów i skał, spiętrzył je
w wysokie góry aż ku niebu,
ziemią z lekka jeno przyprószywszy,
w tym przekonaniu, że gdy je tak ku
słońcu wysoko wydźwignie, to gorąco
samo wszystko sprawi i kraj
żyznością zakwitnie.
Aliści pod ten czas, kiedy w
Sandomierskiem bawił, przyszła ulewa
okrutna, strugi wody spłukały ziemie
ze skał, zniosły ją na dół wyrwami
potoków. Oczom teraz ukazały się
groźne, spiętrzone ściany skalne, o
nagich, w niebo wystających
szczytach, o żlebach czarnych i
przepaściach, wyżej kosodrzewiną
zmarniałą, a dołem ciemnią smrekową
odziane, dzikością surową tchnące,
no, jednym słowem, Tatry. A zaś na
niższych stokach i pogórzach, gdzie
woda nie zdołała ziemi spłukać,
ścieliły się tylko mchem zarosłe,
pustynne hale lub zieleniły się tu i
ówdzie płaty lichego owsa.
— Coś ty za myśl miał — zobaczywszy
to wszystko rzekł do anioła Pan Bóg
— żeś tak tę ziemię ukształcił?
— Chciałem ją, Panie, podnieść tak
wysoko — tłumaczył się strapiony
anioł — żeby więcej ciepła
słonecznego dla niej uzyskać.
— A przez to właśnie chłód jej
sprowadziłeś. Ten nawet lichy
owiesek, co na niej rodzić się może,
zanim podoła dojrzeć, mróz zetnie.
Tak, tak — zadumał się nad Podhalem
Pan Bóg — będzie to przez twój
nierozum kraj chłodu i głodu. Już
się to nie da odrobić.
— Nic trap się Panie — przystąpił z
otuchą anioł. — Ja temu jeszcze
zaradzę. Pozwól mi tylko, żebym tu
ludzi utworzył, zobaczysz, jak
sprawią te łąki marne, jak pokryją
zbocza skalne uprawną rolą.
— Co to, to już nie! — rozgniewał
się Pan Bóg. — Chcesz się bawić, to
możesz iść Sandomierzan albo też
Proszowian stwarzać, którym
przygotowałem kraj żyzny, bogaty.
Ale górala pozostaw już mnie.
I sam Pan Bóg wydumał tedy górala: o
rosłej, śmiałej postawie, o nogach
jak ze stali, o oczach bystrych,
orłowych, o umyśle lotnym,
przedsiębiorczym, o zaciętości
niezwykłej, energii i sprycie — aby
mógł na tej biednej aniołowej ziemi
dać sobie radę.
|