KSIĄŻĘ POPIEL I MYSZY
Rozrastał się gród Gniezno,
założony przez Lecha, zmieniali się jego władcy, aż na tron wstąpił
książę Popiel. Zły to był władca. Do rządzenia rękę miał twardą, a do
rozrzutności nader lekką. Drżał, by władzy nie stracić i z nikim jej
nie dzielić, choć sam mądrze zarządzać
nie potrafił. Gnębił
poddanych, bezlitośnie ściągał daniny, by je wnet przepuścić na uczty i
zabawy. Gardził radami stryjów, którzy go na tron powołali i w rządach
pomagać mieli, chełpliwie głosząc, że sam sobie poradzi.
Z wielkim niepokojem patrzono na poczynania młodego władcy. Wróżono
najgorsze.
Aż tu naraz rozeszła się
wieść, że książę żenić się zamierza. Nadzieja wstąpiła w serca stryjów i
poddanych.
- Mądra żona niejednego ze
złej drogi sprowadziła — mówiono. - Może i ta go odmieni? Może hulanki
mu z głowy wybije i oczy na sprawy kraju otworzy?
Może mu serce zmiękczy i doli poddanych ulży?
A żoną Popiela zostać miała
księżniczka niemiecka, z którą go od pewnego czasu swatano.
I wkrótce też nią została.
Wyprawiono wesele wystawne i huczne, jak na zwyczaje Popiela
przystało. Przez kilka dni gnieźnieński gród rozbrzmiewał muzyką i
śpiewem, przez kilka dni opróżniano beczki z winem i miodem oraz jedzono
mięsa najrozmaitsze.
Jednakże wnet się okazało, że
przedwczesna była nadzieja stryjów i poddanych. Nowa księżniczka okazała
się dla męża nie dobrym, ale złym duchem. Za jej to przyczyną na dworze
książęcym bawiono się jeszcze huczniej, zaś niedola poddanych wzrosła.
Bowiem chciwość księżnej nie miała granic.
Oszczędzała ona na wszystkim z wyjątkiem przepychu i zabaw.
Boleli nad tym stryjowie, upominali księcia, wreszcie zagrozili mu
pozbawieniem władzy, jeśli swego postępowania nie zmieni. Przestraszył
się Popiel tej groźby, wiedział, że spełnić się ona może. Od dawna już
zresztą stryjów o knowania podejrzewał, poszedł więc radzić się żony, co
ma czynić. A miała księżna serce nie tylko chciwe,
ale również podstępne i okrutne. W tym to
podstępnym sercu zrodził się plan, który Popielowi rychło podsunęła.
W kilka dni później do każdego z
Popielowych stryjów przycwałował wysłaniec z posłaniem, że książę
zaprasza krewniaków na ucztę pojednawczą, jaką w grodzie zwanym
Kruszwicą, leżącym nad jeziorem Gopło, zamierza wyprawić. Ucieszyła
stryjów ta nagła przemiana księcia i choć na dnie ich serc czaiła się
jeszcze nieufność, to jak jeden mąż do Kruszwicy zjechali.
Wprowadzono ich do okazałej komnaty,
gdzie Popici wraz z księżną czekali, zapraszając do stołów obficie
jadłem zastawionych. Zaskoczeni przyjęciem goście, nie zwrócili uwagi na
fałszywą uprzejmość księcia i złe błyski w oczach jego żony. Zajmowali
miejsca według starszeństwa, a gdy to uczynili, Popiel przemówił w
te słowa:
- Raduję się, że przybyliście i jesteście
gotowi na wyciągniętą rękę wyciągniętą
ręką odpowiedzieć. Każdy człowiek błądzi, ale przychodzi taki czas,
kiedy z błędów
wyrasta. I na mnie taki czas przyszedł. Pomogły mi w tym wasze rady i
napomnienia.
Żeby już więcej swarów między nami nic było, podnieśmy puchary i wypijmy
za zgodę!
Powstali wszyscy z miejsc i, ujmując
w dłonie puchary, gromko odkrzyknęli:
— Za zgodę!
Trącono się cynowymi naczyniami i toast
został spełniony. I w tym momencie jakby czymś złowieszczym powiało po
komnacie. Bolesny skurcz przebiegł po twarzach gości. Niewidzialne ręce
ścisnęły im gardła. Czarna zasłona opadła na oczy. Z bezsilnych rąk
wypadły puchary. Nogi ugięły się pod biesiadnikami, i stryjowie, jeden
po drugim, zwalili się na podłogę. Sztywniejące języki mogły jedynie
wyszeptać:
— Zdrada! Otruto nas! Zdrada!
Triumfalny śmiech Popiela wypełnił
komnatę.
— Tak, truciznę piliście, a nie wino! -
wołał. - To była zapłata za wasze knowania. Za to, że czyhaliście na mój
tron jak dziki zwierz na łatwą zdobycz. Przejrzałem was, ale wyście mnie
nie przejrzeli i dlatego konacie teraz w mękach. A gdy ostatni z was
sczeźnie, każę wasze ciała do Gopła wrzucić, bo nic zasłużyliście na
inny pogrzeb!
Tak się też stało. Gdy ostatni ze stryjów
ducha wyzionął, służba wywlokła ich ciała z komnaty i w wodach Gopła
zatopiła.
W grodzie zaś ucztowano. Wszak stoły były
już zastawione, a uczta w pełni zasłużona. Książę radował się, że
osiadł wreszcie mocno na tronie, a księżna była dumna, że stało się
to dzięki jej pomysłowi.
Ucztując, nie zwrócili uwagi na czarne
chmury, które skłębiły się nagle nad Kruszwicą. I nie przeczuwali leż,
że nadciągają chmury stokroć groźniejsze od tych. Mieli się o tym
niebawem przekonać.
Popiel i jego małżonka spożywali właśnie
wieczerzę i rozmawiali o rychłym powrocie do Gniezna, kiedy do
komnaty wpadł pobladły giermek, krzycząc od progu:
- Myszy, panie!
- Jakie myszy? - zdumiał się Popiel.
- Nadciągają ze wszystkich stron — wyrzucał z siebie giermek.
- Pełno ich w grodzie. Są wszędzie. Rzucają się na ludzi. Gryzą.
Popiel przyjrzał mu się uważnie i spytał:
- Nie chorzy jesteście aby ?
- Nie, panie. One
naprawdę...
I nie dokończył, bo nagle
przez uchylone drzwi wdarła się do komnaty szara, popiskująca masa
małych zwierzątek, wypełniła komnatę, otoczyła książęcą parę i rzuciła
się na nią. Zerwał się przestraszony książę, wrzasnęła przerażona
księżna i oboje poczęli odpędzać natarczywe stworzenia, ale te — nie
zrażone — zaczęły wspinać się na stół, wdzierać na książęce szaty,
wbijać ostre zęby w odsłoniętą skórę.
— Służba! Straże! —
krzyknął Popiel. — Usunąć to szkaradzieństwo! Wybić do nogi!
Rzucili się słudzy na szarą,
ruchliwą masę, ale im więcej myszy ginęło pod ich uderzeniami, tym
więcej ich przybywało. Rosła ta mysia fala, kłębiła się, nie było przed
nią ucieczki. Daremnie Popiel i księżna chronili się do kolejnych
komnat, daremnie szczelnie zamykali za sobą drzwi. Zdawało się, że mysia
chmara przenika ściany, korzysta z tajemnych przejść i ściga
uciekających.
-
Na wyspę! Na jezioro! - zadecydował w końcu Popiel, upatrując w tym
ostatecznego ratunku.
Ale i to nie pomogło. Mysia
nawałnica dopadła ich również na wyspie. I wtedy Popiel zrozumiał, że
nie ma już ratunku. To nie zwyczajne myszy go ścigają, ale pomsta i kara
za otrutych podstępnie stryjów. A była to kara równie okrutna, jak
okrutna była zbrodnia dokonana przez księcia i jego małżonkę. Zginęli
oboje, zagryzieni przez setki, tysiące małych, szarych stworzonek.
|