5 LIPCA 1996 R., OKOŁO GODZINY PIĄTEJ PO POŁUDNIU, w zagrodzie
niewielkiego badawczego instytutu w małym szkockim mieście Roslin
rozpoczął się poród jagnięcia rasy Finn Dorset. Nie odbywał się on w
świetle kamer, W zagrodzie było tylko kilku pracowników instytutu oraz
weterynarz. Nikt nie miał nawet aparatu fotograficznego, by uwiecznić
ten moment.
Chyba tylko John Bracken, naukowiec doglądający ciężarnej owcy,
zdawał sobie sprawę z wagi tego wydarzenia. Ale nawet on nie
przypuszczał, że już za kilka miesięcy właśnie to jagnię, któremu nadano
imię Dolly, stanic się jedną z największych sensacji XX iv. Że tłumy
dziennikarzy będą nadawać korespondencje na żywo z Roślin, a mała owca
sprowokuje gorące debaty uczonych, najwyższej rangi polityków,
przywódców Kościołów i filozofów jak świat długi i szeroki.
|
Komórki pobrane z
wymienia owcy rasy Finn Dorset umieszczono w specjalnej odżywce.
Sprawia ona, że przestają się dzielić i przechodzą, w stan
„uśpienia"
Od owcy rasy Scot-tish Blackface
pobrano niezapłodnioną komórkę jajową. Następnie pozbawiono ją
jądra zawierającego DNA.
Za pomocą impulsów elektrycznych
dokonano fuzji komórki wymienia i pozbawionej jądra komórki
jajowej. W ten sposób powstał sklonowany zarodek.
Po około 6 dniach zarodek został
wszczepiony do macicy kolejnej owcy rasy Scottish Blackface.
Ta zastępcza matka u rodziła
jagnię rasy Finn Dorset - owieczkę Dolly
|
Sensacja wybuchła 23 lutego 1997r., gdy brytyjski tygodnik „The
Observer" opublikował artykuł o pierwszej w historii udanej próbie
klonowania ssaka. A właściwie zapowiadał, objętą embargiem, publikację w
bardzo prestiżowym tygodniku naukowym „Naturę", który ukazywał się z
datą 27 lutego 1937 r. Zdjęcie owcy na jego okładce zapowiadało tekst
numeru pod niewiele laikowi mówiącym tytułem: „Żywe potomstwo otrzymane
z komórek płodów i dorosłych ssaków". Podpisało się pod nim pięciu
autorów, ale największe zasługi mieli dwaj, prawie nieznani naukowcy:
lan Wilmut i Kcitli Campbell.
To właśnie ich należałoby uznać za „ojców" owieczki Dolly.
Zwierzęcia, które biologicznego taty nie miało, ale za to mogło
poszczycić się posiadaniem trzech matek. Pierwszą była bliżej nieznana
6-letnia owca rasy Finn Dorset, z której wymienia pobrano komórki (to
dlatego pierwszemu klonowi nadano imię Dolly - był to niezbyt subtelny
żart, nawiązujący do amerykańskiej gwiazdy muzyki country Dolly Parton,
słynącej z obfitego biustu). Druga matka to dawczyni komórki jajowej -
naukowcy wyjęli z niej materiał genetyczny, a na jego miejsce wstawili
DNA komórki wymienia 6-letniej owcy rasy Finn Dorset. Następnie, za
pomocą impulsów elektrycznych, zmusili komórkę jajową wypełniona obcym
materiałem genetycznym do dalszych podziałów i przekształcenia się w
zarodek. Ten zaś wszczepili do jajowodów trzeciej matki (zastępczej i
należącej do innej rasy, Scotlish Blackface), która urodziła Dolly-klon,
czyli genetyczną kopię pierwszej matki.
Żeby zrozumieć, jak doniosły był to eksperyment, trzeba się cofnąć do
drugiej połowy XIX w. Wówczas to niemiecki anatom i zoolog August
Weissman chciał wyjaśnić biologiczną zagadkę: skoro wszystkie komórki
ciała pochodzą z komórek zarodka, to jak to się dzieje, że
przekształcają się np. w komórki wątroby i pozostają takimi do końca
swojego życia? Mówiąc inaczej, dlaczego wyspecjalizowane komórki ciała
nie mogą cofnąć się w rozwoju i na powrót srać się komórkami zarodka?
Zdaniem Weissmana, zapłodniona komórka jajowa zawiera całą informację
niezbędną do budowy organizmu. Jednak w trakcie jego rozwoju i kolejnych
podziałów komórki gubią znaczną część tej informacji i dlatego mogą stać
się np. tylko neuronami albo białymi krwinkami.
Przeprowadzane pod koniec XIX w. eksperymenty raz zdawały się
przeczyć, a innym razem potwierdzać tezę Weissmana, Brakowało
rozstrzygającego dowodu, którym byłoby sklonowane dorosłego organizmu. W
tym celu należało przenieść jądro dojrzałej, wyspecjalizowanej komórki
do komórki jajowej i stworzyć w ten sposób zarodek. Jednak taki
eksperyment okazał się bardzo trudny ze względów technicznych.
W latach 50. ubiegłego wieku z motyką na słońce, jak się wówczas
wydawało, postanowił porwać się amerykański embriolog Robert Briggs z
Narodowego Instytutu Badań nad Rakiem w Filadelfii. Już samo zdobycie
pieniędzy na tego typu badania graniczyło z cudem. Jeden z recenzentów
pierwszej aplikacji Briggsa o fundusze napisał: „To niedorzeczny plan o
znikomych szansach powodzenia". W końcu udało mu się jednak zdobyć
niewielkie pieniądze. Akurat starczyły na zatrudnienie mikrochirurga
Thomasa Kinga, którego zadaniem było precyzyjne usuwanie i wstrzykiwanie
do komórek materiału genetycznego.
Do eksperymentów tych wykorzysta no żaby, ze względu na łatwą
dostępność i wielkość (bardzo duże) komórek jajowych tych płazów. Briggs
i King za pomocą mikropipety usuwali jądra z niezapłodnionych komórek
jajowych, a w ich miejsce wkładali jądra żabich zarodków (w stadium tzw.
blastuli, czyli zbudowanych z kilkunastu tysięcy komórek). Dzięki temu
uzyskali po raz pierwszy klon żaby, choć nie była to kopia dorosłego
płaza. Wyniki eksperymentu sugerowały jednak, że komórki nie tracą tak
szybko informacji genetycznej. W1962 r. John Gurdon z Uniwersytetu w
Oksfordzie ogłosił, że otrzymał klon żaby z materiału genetycznego
komórki pochodzącej z jelita kijanki. Choć eksperyment budzi pewne
kontrowersje, przez wiele lat był cytowany jako przykład udanego
klonowania i dowód przeczący tezie Weissmana.
Jednak próby powielania w len sposób ssaków kończyły się
niepowodzeniem. Pewne nadzieje dawały eksperymenty z lat 80. duńskiego
naukowca pracującego w Anglii - Steena Willadsena. Udało mu się
klonowanie bydlęcych zarodków składających się z 60, a nawet 120 ko
morek, czyli znajdujących się na dość zaawansowanym etapie rozwoju.
Wiadomości re zainspirowały brytyjskiego uczonego lana Wilmuta.
Świat naukowy był jednak mocno sceptyczny. Prot". Lee Silver, biolog
molekularny z Princeton University, wspomina, że kiedy nadeszła wieść o
narodzeniu Dolly, byl w trakcie pisania popularnonaukowej książki o
przyszłości biotechnologii. Traf chciał, ze właśnie kończył rozdział, w
którym dowodził niemożności klonowania dorosłych osobników. Kiedy
usłyszał, co się stało w Roślin, nie mógł zasnąć. Całą noc przerabiał
swoją publikację.
Farmer i technik
Przełomowe dokonania w nauce nie zawsze są dziełem genialnych
uczonych z wiodących ośrodków akademickich. Instytut Roślin, w którym na
świat przyszła Dolly, to mały rolniczy ośrodek badawczy. Of, kilka
niedużych budynków, szlaban przed bramą wjazdową, stróżujący pies i
roztaczająca się woń hodowanych tam świń, owiec oraz kurczaków.
Tan Wilmul trafił do Roślin w 1973 r. Początkowo zajmował się
problemem poronień u owiec, powodujących spore straty w rolnictwie.
Jednak na początku lat 80. musiał zainteresować się modyfikacją
genetyczną zarodków. Dzięki temu można było tworzyć zwierzęta, które np.
produkowały w mleku lecznicze białka. W1991 r. Wilmul powołał do życia
takie owce. Jednak zaczął zastanawiać się nad metodą ich otrzymywania
prostszą od dotychczasowej, bardzo żmudnej i nieefektywnej. Polegała ona
na wstrzykiwaniu metodą prób i błędów genów do zarodków, co bywało
uwieńczone sukcesem raz na kilka tysięcy przypadków. Rozwiązaniem tego
problemu mogło okazać się klonowanie. Wilmut uzyskał na ten cel fundusze
z małej firmy PPL Therapeutics, której zadaniem była komercjalizacja
naukowych osiągnięć instytutu Roślin.
Dzięki otrzymanym pieniądzom mógł zatrudnić Keitha Campbcl-la -
potrzebował bowiem do badań nad klonowaniem specjalistę od cyklu
komórkowego. Campbell też nie należał do grona naukowych gwiazd.
Zaczynał jako technik medyczny, który w przyszpitalnym laboratorium w
Birmingham testował surowice, krew i inne tkanki pod kątem obecności
wirusów i bakterii. Kiedy po kilku latach znudził się tą pracą, poszedł
studiować mikrobiologię na Uniwersytecie Londyńskim. Uzyskawszy
magisterium, wyjechał do Jemenu, by pokierować jednym z laboratoriów
medycznych. Po pewnym czasie też go to znużyło, więc wrócił do Anglii.
Początkowo zajmował się walką z tzw. holenderską chorobą wiązów,
identyfikując zaatakowane przez grzyb drzewa.
Potem na Uniwersytecie w Sussex zrobił doktorat na podstawie
badań cyklu komórkowego drożdży i trafił do Uniwersytetu Dundee w
Szkocji. Pewnego dnia przeczyta! zamieszczone w ..Naturę" ogłoszenie o
posadzie w Roślin. Natychmiast się zgłosił, a w swojej aplikacji
napisał, że uwielbia „rower i góry".
Ci dwaj nietuzinkowi, ale mało znani naukowcy stworzyli bardzo dobry
tandem. Wilmul i Campbell połączyli 227 komórek wymienia z pozbawionymi
jąder niezapłodnionymi komórkami jajowymi. Następnie pobudzali do
dalszego rozwoju impulsami elektrycznymi (warto w tym miejscu dodać, że
po raz pierwszy metodę tę opisali w 1905 r. Andrzej K. Tarkowski i Jacek
Kubiak z Uniwersytetu Warszawskiego, stosując ją do przeprowadzania
fuzji zarodków myszy na bardzo wczesnym etapie ich rozwoju). W ten
sposób (lampbell i Wilmut uzyskali 27 zarodków. Został)' one wszczepione
zastępczym matkom. Po pewnym czasie okazało się, że tylko jedna owca ma
szanse donosić klon powstały z ONA wymienia. Była to zastępcza matka Dolly.
Klon człowieka
Kiedy wieść o narodzinach pierwszego klonu ssaka obiegła świat,
natychmiast rozgorzała gorąca dyskusja nad klonowaniem człowieka.
Debatowali etycy, politycy i teologowie. Parlamenty zaczęły na wyścigi
przyjmować przepisy zakazujące klonowania. Senat USA wezwał nawet Wilmuta, by ten przedstawił amerykańskim politykom konsekwencje swoich
badań. Nad klonowaniem człowieka od lal deliberuje także ONZ. Świat nie
zafascynował się więc Dolly, wielkim osiągnięciem biologii, ale raczej
przeraził perspektywą społeczeństwa przyszłości złożonego z identycznych
pod względem genetycznym ludzi. Czy słusznie?
Po narodzinach Dolly naukowcy podjęli próby klonowania także innych
gatunków. W wielu przypadkach to się powiodło, ale metoda klonowania
okazała się mało wydajna. Zaledwie jeden na kilkaset zarodków
przychodził na świat żywy. Natomiast do dziś nic powiodły się próby
sklonowania któregoś z przedstawicieli naczelnych. Wśród uczonych trwają
spory, dlaczego okazało się to, przynajmniej dotąd, niemożliwe. Jedni
twierdzą, iż wynika to z istotnych różnic w rozwoju zarodków naczelnych
i pozostałych ssaków. Inni, jak np. Keilh Campbell, utrzymują, że nie ma
zasadniczych przeszkód w klonowaniu małp. Jedyną jest dostępność
niezapłodnionych komórek jajowych - w przypadku owiec, myszy czy bydła
można ich mieć w bród. Małp natomiast nie hoduje się w laboratoriach
tysiącami.
Bezpieczeństwo klonowania leż budzi wątpliwości. Komórki Doiły
okazały się starsze, niż wskazywałaby na to jej metryka. Chromosomy,
czyli spakowane nici DNA, mają na swoich końcówkach tzw. telomery. Wraz
z każdym podziałem komórki ulegają one skróceniu, co wpływa na długość
jej życia. Ponieważ Dolly otrzymała DNA od sześcioletniej owcy, telomery
w jej komórkach były znacznie krótsze niż n normalnych jagniąt. Być może
z tej przyczyny dość wcześnie zapadła na artretyzm. Ponadto, mimo
cieplarnianych warunków, żyła o kilka lat krócej niż przeciętna owca tej
samej rasy. Urodziła jednak cztery zdrowe jagnięta.
Jakże klony innych ssaków często żyją krócej i mają rozregulowany
układ odpornościowy, a płody osiągają nieraz monstrualne rozmiary lub
giną szybko po urodzeniu. Choćby z powyższych powodów, pomijając te
etyczne, klonowanie człowieka w celach reprodukcyjnych - a więc
zastąpienia normalnego rozmnażania płciowego - wydaje się pozbawione
sensu.
Zupełnie innym zagadnieniem jest natomiast klonowanie terapeutyczne.
Kilkudniowy zarodek zbudowany jest z kilkudziesięciu komórek
posiadających wyjątkową cechę - mają one zdolność przekształcania się w
dowolne tkanki organizmu. To tipotencjalne zarodkowe komórki macierzyste
- bo tak się one nazywają - uważane są za wielką nadzieję medycyny. W
przyszłości można by z nich hodować narządy do przeszczepów lub leczyć
choroby, np. Parkinsona czy Alzheimera. Jednak pobranie komórek z
zarodka oznacza jego unicestwienie. Dlatego m.in. Kościół katolicki
zdecydowanie przeciwstawia się klonowaniu terapeutycznemu. Ale i ten
problem próbuje się ominąć używając np. zarodków partenogenetycznych,
tzn. poczętych bez zapłodnienia, lub uzyskując zarodkowe komórki
macierzyste tylko z jednej wyjściowej komórki zarodka, pozostawiając go
przy życiu.
Na razie spór o klonowanie terapeutyczne jest czysto teoretyczny.
Terapie zużyciem macierzystych komórek zarodkowych znajdują się na
bardzo wczesnym etapie badań, nie mówiąc o hodowli narządów. Nikomu nie
udało się także sklonować człowieka, choć kilku szalonych
pseudonaukowców składało w tej sprawie buńczuczne oświadczenia.
Marcin Rotkiewicz